Stłuczka auta Palikota. Policja nie wie dosłownie nic...

2010-01-20 13:36

Co tak naprawdę wydarzyło się w Suwałkach, kto prowadził landrovera należącego do Janusza Palikota i dlaczego uciekł po stłuczce? Polityk sprawę wyjaśnił, ale policja utknęła w martwym punkcie. Nie zgłosił się sprawca, a z poszkodowanym od momentu, gdy sprawą zainteresowały się media, nie ma kontaktu...

Choć cała sprawa jest poważna, to powoli zaczyna przypominać komedię pomyłek. Jeszcze we wtorek kilka rzeczy wydawało się jasnych. Jest poszkodowany, jest oficjalne doniesienie na policję, a Janusz Palikot oficjalnie przyznał, że w kolizji brało udział jego auto i że pokryje koszty strat. Teoretycznie wystarczyło znaleźć tego, kto kierował...

Patrz też: Auto Palikota mało stłuczkę. Poseł twierdzi, że to jego pracownik

Okazuje się, że nieprawda! Suwalska policja wie tylko, że doszło do stłuczki, po której kierowca landrovera uciekł. Wiadomo również, że samochód należał do mieszkańca Lublina, bo tylko takie, bardzo ogólne, informacje przekazał do Suwałk lubelski komisariat.

O tym, że to auto Palikota, policjanci wiedzą tylko z mediów! Na oficjalne dokumenty muszą czekać - nie wiadomo jak długo. Nie wiadomo też, kto siedział za kierownicą, bo sprawca stłuczki na razie na komisariat się nie stawił. Nic z resztą w tym dziwnego - nie dostał wezwania. Co więcej, na razie go nie dostanie, bo policja najpierw musi oficjalnie przesłuchać właściciela auta, dopiero ten może wskazać winowajcę.

Żeby sprawa był jeszcze mniej oczywista, trzeba dodać, że po tym jak sprawą zainteresowały się media, zerwał się również kontakt z poszkodowanym.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki