SUPER HISTORIA: Armagedon na rozkaz Moskwy

2014-03-17 3:00

Mapa sztabowa ćwiczeń z 1979 roku i plany operacji zaczepnej frontu nadmorskiego razem tworzą plik papierów, który mógł nie tyle zmienić historię Polski, ile ją zakończyć. "Raz na wsiegda".

W drugiej połowie lat 70. Polska marzyła o demokracji i uniezależnieniu się od wpływów Związku Radzieckiego. Tymczasem w wojskowych planach Kremla Polacy byli niczym więcej niż mięsem armatnim. Świadczy o tym kilka z odtajnionych dokumentów operacyjnych Układu Warszawskiego. Gdyby sprawy potoczyły się według zawartych w nich scenariuszy, wszystkie większe polskie miasta zostałyby zmiecione bronią atomową w początkowej fazie III wojny światowej.

Według generałów Układu Warszawskiego nadawaliśmy się jedynie do tego, aby rzucić naszych żołnierzy i rezerwę, w sumie milion sto tysięcy ludzi, na pierwszy ogień, ponieważ i tak wkrótce stalibyśmy się celem zmasowanych ataków atomowych Zachodu.

Już w 1955 roku powstał, wiele razy modyfikowany, ale zawsze oparty na tych samych założeniach, plan operacji zaczepnej frontu nadmorskiego. Z Polski za pomocą rakiet operacyjno-taktycznych miały zostać wystrzelone radzieckie ładunki jądrowe. Spadłyby m.in. na Hamburg, Bremę, Monachium. Polscy lotnicy, zrzucając broń atomową z samolotów szturmowych, zrujnowaliby Danię, Belgię i Holandię. Nasze wojsko miało następnie utworzyć front, który w marszu po trupach mieszkańców Europy Zachodniej dotarłby do wybrzeży Atlantyku.

Zaplanowana operacja desantowa przewidywała 18 uderzeń bronią jądrową. Potem miało ich jeszcze nastąpić ponad 150. A wtedy Europa Zachodnia stałaby się cmentarzem. Jednak wcześniej bomby atomowe NATO spadłyby na ponad 40 polskich miast. Rosjanie nie mieli co do tego wątpliwości, a jednak przez ponad ćwierć wieku nie tylko nie zmienili planu, lecz także stale go doskonalili...

Gwiezdne wojny

Miało być jak w wizji godnej Imperatora z "Gwiezdnych wojen". Wielki konflikt z użyciem broni masowej zagłady, niemający odpowiednika w historii. Polska po wykorzystaniu potencjału wojskowego i ludzkiego miała stać się naturalnym "wałem atomowym", czyli skażonym, dymiącym grobowcem.

Radzieccy stratedzy przewidywali, że po ataku na Zachód za sprawą NATO wyrośnie na naszych ziemiach las atomowych grzybów. Skażony teren miałby uniemożliwić wojskom radzieckim marsz na zachód. Warszawa, Wrocław, Szczecin i 40 innych polskich miast na mapie opracowanej przez generałów Układu Warszawskiego stanowiło cele Paktu Północnoatlantyckiego.

Rzeczpospolita skażona

Przewidywano, że w pierwszych atakach wyparują dwa miliony cywilów. Tyle samo żołnierzy radzieckich miało przemaszerować przez nasz zniszczony już kraj, aby zgromadzić siły na linii Odry. Moskwa miała plan ich przerzutu przez Polskę, mimo skażenia. Dowódcy NATO mieli patrzeć zaskoczeni jak ich plan upada, a ZSRR śle swoich żołnierzy na pewną śmierć w wyniku choroby popromiennej. Dla Rosjan znaczenie miało to, że dolegliwości nie pojawiają się od razu. Radziecki żołnierz, zanim stałby się zbędny, miałby więc czas powalczyć.

Dokumenty Układu Warszawskiego, odtajnione tylko w niewielkim stopniu, tworzą 1700 zespołów akt. To dużo. W momencie rozwiązania sojuszu na szczycie w Pradze w 1991 roku podpisano klauzulę, zgodnie z którą akta Układu znajdujące się w byłych krajach członkowskich pozostaną tajne. W Polsce niektóre dokumenty, takie jak mapa sztabowa czy plany operacji zaczepnej frontu nadmorskiego, ujrzały światło dzienne, ponieważ porozumienie z Pragi nie zostało przez nas ratyfikowane.

Dziś już wiemy, że plany operacji zaczepnej frontu nadmorskiego zostały zatwierdzone w 1970 roku przez ówczesnego ministra obrony narodowej Wojciecha Jaruzelskiego.

Wystarczył jeden rozkaz

Z odtajnionych już dokumentów Układu Warszawskiego wynika, że Rosjanie liczyli na zastraszenie Europy. Gdyby niektóre państwa zachodnie z obawy przed zagładą ogłosiły neutralność, broń jądrową można by stosować powściągliwiej. Mowa jest np. o taktyce drobnych uderzeń, czterokrotnie słabszych niż amerykański atak na Hiroszimę w 1945 roku.

Specjaliści zwracają też uwagę, że apokaliptyczne plany Układu były wprawdzie realną strategią, ale tylko na wypadek ataku. Można więc uznać, że owszem, rzucono by naszych żołnierzy na front zachodni, aby atakowali głowicami nuklearnymi, zrzucali bomby i ginęli w konwencjonalnych potyczkach, ale to Amerykanie jako pierwsi musieliby dokonać agresji na Związek Radziecki. Znaczna część Polski rozleciałaby się wtedy w nuklearnych eksplozjach, a miliony naszych obywateli by zginęły. Jednak to "zły Zachód" musiałby wcześniej sprowokować albo zagrozić ZSRR. Wtedy, zgodnie z planami wyciągniętymi z polskiego archiwum, na europejskie miasta spadłoby ponad 100 bomb. Każda z nich byłaby pięćdziesiąt razy silniejsza od "Małego Chłopca", który w kilka minut zabił w Japonii 100 tys. ludzi. To dałoby pół miliarda ofiar. A wszystko to w umysłach radzieckich strategów.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki