Dziś wszyscy chwalą Leo Beenhakkera (65 l.), poklepują go po plecach, a prezydent chce mu nawet przyznać Krzyż Zasługi. Holender stał się niemal bohaterem narodowym. A jakie były początki? To "Super Express" wpadł na pomysł, aby zatrudnić go w Polsce.
Zatrudnienia Beenhakkera domagaliśmy się jeszcze w czasie mistrzostw w Niemczech, kiedy wiadomo już było, że Janas musi odejść. Prowadzone przez Holendra Trynidad i Tobago radziło sobie nadspodziewanie dobrze, więc pomysł, aby po mundialu Leo poprowadził Polaków, wydawał się kuszący. Do naszej idei szybko przekonał się Jan de Zeeuw i co ważne - równie szybko - sam Beenhakker, który z dużą ochotą udzielił "Super Expressowi" obszernego wywiadu.
Na Polskę napalił się od razu
- Polska potrzebuje nowego trenera. Byłby pan zainteresowany? - zapytaliśmy Beenhakkera w czerwcu 2006 roku.
- Jestem bardzo, bardzo, bardzo zainteresowany przejęciem waszej kadry. Pracę mógłbym zacząć od zaraz. Polska piłka zawsze dobrze mi się kojarzyła. Pracowałem z polskimi piłkarzami. Myślę, że miałbym szansę dokonać tego, czego wam się jeszcze nie udało.
- To znaczy?
- Polska nigdy nie grała w finałach mistrzostw Europy. To paradoks, żeby kraj z takimi tradycjami nie wziął udziału w takiej imprezie. Lubię tego typu wyzwania, więc z chęcią spróbowałbym wprowadzić tam w końcu Polskę - tak mówił nam wtedy Beenhakker, a Michał Listkiewicz nie przegapił tej rozmowy i okazji.
- Przyznaję, że to właśnie "Super Express" mnie zainspirował - nie ukrywa prezes PZPN. - Kiedy przeczytałem u was rozmowę z Beenhakkerem i przekonałem się, że tak znany trener chce u nas pracować, od razu podjąłem działania. Mimo że wcześniej byłem za tym, aby Janas został. Zdawałem sobie jednak sprawę, że presja jest zbyt duża, że Paweł musi odejść.
Lubi spacery po Warszawie
Do pierwszego spotkania Beenhakkera z Listkiewiczem doszło w Hanowerze.
- Spotkaliśmy się w kawiarni z ładnym widokiem na rzekę. Pamiętam nawet, co jedliśmy. Na obiad była pyszna ryba - mówi prezes, który szybko doszedł z Leo do porozumienia. Minął rok i mamy wspaniały sukces.
- A jeśli o jedzeniu mowa, to Beenhakker zdążył stać się fanem polskiej kuchni. Uwielbia bigos i kaczkę po polsku. Jeśli pije piwo, to najczęściej polskie. I tylko cygar polskich nie pali, bo ich nie produkujemy - uśmiecha się Listkiewicz i przyznaje, że Leo ma poważne plany co do naszego kraju. Nie tylko w sprawach piłki.
- Wiem, że chce zimą zaprosić małżonkę na Mazury. I jeszcze jedno: wstyd mi się przyznać, ale dużą część Warszawy Leo zna lepiej ode mnie! Bardzo lubi chodzić pieszo i często spaceruje po stolicy. Pamiętam, jak kiedyś jechaliśmy gdzieś samochodem, a Leo nagle krzyczy do kierowcy: " Ale po co tędy jedziesz? Trzeba było skręcić w poprzednią ulicę. Tamtędy byłoby bliżej" - chwali selekcjonera prezes PZPN. I dodaje, że Leo "nie jest skomplikowany w obsłudze".
- Kiedy przylatuje do Polski, nie trzeba po niego wysyłać świty z limuzyną. Wsiada do taksówki i przyjeżdża. I tylko ten nasz język. Często mówi: "Cholera, pięć języków opanowałem, a polskiego ani rusz."
Język nie jest jednak w tym wypadku najważniejszy. Za to, co zrobił w Polsce, już można by mu wystawić pomnik.