O rodzicach Samuela w Kamiennej Górze można usłyszeć takie historie, że aż skóra cierpnie. Mieszkańcy mówią, że Samuel i jego brat Jonatan byli przez nich maltretowani fizycznie i psychicznie - bici pasami za złe stopnie, poniżani przy rówieśnikach. Mało tego - ponoć w mieszkaniu była nawet mała szubienica, żeby dyscyplinować braci, przypominać im, co się może stać, jeśli zawiodą rodziców. - To dlatego Samuel, gdy stracił pracę i prawo do zasiłku, nie potrafił zapanować nad emocjami. I zabił Bogu ducha winne dziecko - twierdzą sąsiedzi rodziny N. Aby zweryfikować te opowieści, poszliśmy do państwa N. Początkowo nie chcieli z nami rozmawiać. Jednak po chwili namysłu, przez zamknięte drzwi mieszkania usłyszeliśmy przerażającą ofertę. - No, chyba że zapłacicie sto tysięcy złotych - wykrzyczała matka mordercy.
Zobacz też: Kamienna Góra. PSYCHOL ZABIŁ SIEKIERĄ 10-latkę. Kim jest?
- Ona znana jest z tego, że lubi pieniądze. Nawet na swoją matkę staruszkę brała kredyty. Ale żeby zarabiać na zbrodni? Ohyda! - komentuje radny Marek Białecki (56 l.), który ujął Samuela tuż po zabójstwie Kamilki.
Tymczasem zabójcę przebadali biegli psychiatrzy. - Wyniki poznamy pod koniec tygodnia - mówi prokurator Helena Bonda. I dodaje, że ze względów bezpieczeństwa Samuel został przeniesiony z policyjnego aresztu w Kamiennej Górze w inne miejsce. Dokąd? To tajemnica.
Jeśli morderca jest zdrowy psychicznie, to w więzieniu może spędzić resztę swojego życia. Jeśli zaś lekarze uznają, że jest chory - trafi na przymusowe leczenie.