Taniec na linie

2009-05-05 7:00

Ubezpieczenie. To słowo oznacza zarówno polisę, np. na samochód, jak i linę chroniącą alpinistę. Cel ten sam, zminimalizować skutki ewentualnego wypadku. Niestety, o ile miłośnicy gór na swoje zabezpieczenia rzadko narzekają, o tyle lista skarg pod adresem firm ubezpieczeniowych ciągnie się kilometrami.

Pewien katowiczanin kupił używany samochód. Auto zostało skradzione. Ubezpieczyciel przeanalizował dokumenty celne pojazdu i odkrył, że gdy był sprowadzany, zaniżono jego wartość. Choć zrobił to poprzedni właściciel, ukarano tego ostatniego - odmową wypłaty. Powód? Wada prawna. Mieszkanka Dobczyc oddała samochód do warsztatu. Mechanicy nie dokręcili korka spustowego oleju. Silnik zatarł się. Choć serwis przyznał się do błędu, wystawca ubezpieczenia uznał, że to właścicielka samochodu jest winna, bo nie zauważyła braku oleju i odszkodowania wypłacić nie chce.

Takich historii jest wiele. A ich bohaterowie pytają, o co chodzi? Oczywiście o pieniądze. Ubezpieczyciele przekonują, że nie mogą nimi szastać, bo nie do nich należą. Więc są podejrzliwi i wszystko sprawdzają. Klienci przekonują zaś, że to żerowanie na ludzkim nieszczęściu, bo wpłaca wielu, a wypłaty dostają nieliczni. Jaka jest prawda? Wie to pewnie jeden Bóg, ale faktem jest, że zaufanie do firm ubezpieczeniowych spada. A jest ono przecież tak samo ważne przy wspinaniu się na wyżyny finansowego sukcesu, jak i podczas górskiej eskapady.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki