Sfingowana śmierć Mazowieckiego! "Uśmiercili go" w stanie wojennym!

2013-11-03 8:08

Nazajutrz po tym jak gen. Wojciech Jaruzelski (90 l.) ogłosił Polakom z telewizorów, że wprowadza stan wojenny, nad Sekwaną opłakiwano Tadeusza Mazowieckiego (†86 l.). W Paryżu gruchnęła wiadomość, że doradca Wałęsy zginął już pierwszej nocy stanu wojennego.

Paryż szczególnie czujnie reagował na to, co działo się Polsce. Już nazajutrz po wprowadzeniu stanu wojennego odbyła się tam ogromna manifestacja, która zgromadziła ok. 100 tys. osób. Uczestniczyli w niej także Polacy, którzy nasłuchiwali każdej informacji z kraju. Zamarli, kiedy dotarła do nich pogłoska o śmierci Mazowieckiego.

Zobacz: Barbara Jaruzelska: "Chcę się rozwieść z generałem"!

- Opowiadano wtedy, że wojsko zgromadziło ludzi na stadionach, tak jak robiła to junta chilijska. I właśnie na stadionie miał umrzeć Mazowiecki. Już pierwszej nocy - mówi prof. Antoni Dudek. Informacja musiała brzmieć wiarygodnie, bo podchwycił ją ówczesny arcybiskup Paryża Jean Marie Lustiger, ksiądz ceniony za nienaganną logikę i precyzję wypowiedzi. W przypływie emocji odprawił on za Mazowieckiego mszę w katedrze Notre Dame.

PRZECZYTAJ: Wojciech Jaruzelski o Mazowieckim: ceniłem jego trzeźwość w ocenie

Wiadomość o śmierci podchwyciły także zagraniczne media. Czy informacja o śmierci czołowego opozycjonisty była robotą komunistów? Tak przypuszczali wówczas jego koledzy z opozycji. - Ludzie zostali wtedy odcięci od jakiejkolwiek informacji. Nie wiedzieli np., czy na ulicach są polskie czy rosyjskie czołgi. Stąd te nieprawdopodobne historie - tłumaczy prof. Dudek.

Po tej historii Tadeusz Mazowiecki żył na szczęście długo. Śmierć przyszła po niego, kiedy doczekał się prawnuka i pożył w wolnym państwie, o które walczył przez lata.

Jego pogrzeb odbędzie się w niedzielę o godz. 11 w Bazylice Archikatedralnej w Warszawie. Trumna z ciałem spocznie na cmentarzu w Laskach. 3 listopada ogłoszono dniem żałoby narodowej.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki