W Platformie głosują jak za komuny

2009-10-23 9:00

Starszym posłom przypomniał się PRL, zaś młodsi poczuli się jak maszynki do głosowania, które mają zrobić swoje. - To była farsa - mówią o wyborach nowych władz klubu niektórzy posłowie PO. Wielu z nich w ogóle nie wrzuciło do urny kart do głosowania, tylko schowali je do marynarek i opuścili posiedzenie klubu. Efekt? PO ma nowe władze, niesmak jednak pozostał.

- Po co miałem głosować, skoro wszystko zostało ustalone wcześniej. Osiem nazwisk, osiem miejsc. Wystarczyło wziąć kartę i wrzucić do urny. Oczywiście, mogłem którąś z kandydatur skreślić. Jednak w tym wypadku wyjmowanie pióra i narażanie się nie miało najmniejszego sensu - opowiada jeden z polityków PO.

Teoretycznie każdy z posłów miał prawo zgłosić swojego kandydata. Jednak, przez całą środę odbywały się spotkania regionów PO. - Andrzej Halicki (48 l.) na spotkaniu powiedział wprost, by przypadkiem nikogo nie zgłaszać - mówi nasz informator, bo to skomplikuje plany Grzegorza Schetyny (46 l.). Ostatecznie nikt się nie wychylił. - Musiałby być samobójcą. Na początku posiedzenia Donald Tusk (52 l.) powiedział wprost: "Zaproponowane przez Schetynę kandydatury to najlepsi z najlepszych. Do demokracji wrócimy, jak się nie uda" - relacjonuje jeden z posłów. Nie wszyscy jednak zastosowali się do poleceń Tuska. Najbardziej niezadowoleni zagłosowali przeciwko Nowakowi i Palikotowi. Pierwszy miał około 40, a drugi około 80 skreśleń. Mimo niezadowolenia posłowie PO przyznają, że nowy skład prezydium daje nadzieję. - Do tej pory było to wąskie, skostniałe i niedostępne grono. Teraz wiceszefem jest Irek Raś (37 l.), który z racji wieku rozumie młodych. Jest też Mirek Sekuła (54 l.), który przez ostatnie dwa lata oglądał klub z perspektywy tylnych ław sejmowych - przekonuje z optymizmem jeden z posłów PO.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki