Widziałem jak Lolek staje się świętym

2008-10-17 5:30

W 30. rocznicę wyboru Karola Wojtyły na papieża wspomina go przyjaciel z młodzieńczych lat Eugeniusz Mróz

"Super Express": - Odkąd datuje się pańska znajomość z papieżem?

Eugeniusz Mróz: - Urodziłem się w 1920 r. w Limanowej. Kiedy w 1935 r. mój ojciec - urzędnik skarbowy - został przeniesiony do Wadowic, zamieszkaliśmy w żydowskiej kamienicy Hajma Bałamuta, a nasze mieszkanie stykało się z mieszkaniem rodziny Wojtyłów. I właśnie od tego momentu datuje się moja przyjaźń z przyszłym papieżem... Z Lolkiem - bo tak go będę nazywać. Wspólnie spędziliśmy młodość w tej samej klasie wadowickiego gimnazjum.

- Jak wyglądało domowe i szkolne życie... Lolka?

- Jego matka zmarła, gdy miał 9 lat. Gdy miał 12 lat, zmarł jego ukochany brat, Mundzio. Lolek pozostał tylko z ojcem - emerytowanym oficerem Wojska Polskiego. Okna naszych mieszkań wychodziły na kościół pod wezwaniem Zwiastowania Najświętszej Marii Panny z sentencją: "Tempus fugit, aeternitas manit" (Czas ucieka, wieczność czeka). W mieszkaniu Lolka przy drzwiach wejściowych była porcelanowa kropielnica z wodą święconą. Gdy wychodzili z domu, czynili znak krzyża. Już jako mały chłopiec służył do mszy świętej. Pamiętam, że codziennie przed pójściem do szkoły i wracając do domu, wstępował do kościoła, aby się pomodlić. Był prezesem sodalicji mariańskiej. Nasze gimnazjum było typu neoklasycznego, uczyliśmy się więc również łaciny i greki. Lolek był wspaniałym uczniem - cechowała go niezwykła pilność, zdolność, wytrwałość, staranność - celował we wszystkich przedmiotach. Biła od niego wielka charyzma, wielka dobroć, wrażliwość na cierpienia innych... i radość życia - mimo że ciążył na nim cień sieroctwa. Moim zdaniem przyszły papież już od dzieciństwa wrastał w świętość. Był to gigant ducha, serca i umysłu. Czuliśmy się nieco onieśmieleni jego osobą. Ale on nas wszystkich darzył serdecznym koleżeństwem. Byli wśród nas chłopcy z Wadowic i z okolicznych wiosek, pochodzący z rodzin zamożnych i biedniejszych, trzech spośród nas było Żydami - Lolek wszystkich traktował jednakowo. I taki na zawsze pozostał - i później w Krakowie, i jeszcze później, gdy spotykaliśmy się z nim w Watykanie - choć pełnił tak ważne funkcje, odczuwaliśmy, że jest jednym z nas.

- Dawał spisywać lekcje?

- Nie. Uważał, że byłoby to dla nas demoralizujące. Mówił: "Jak macie trudności, przychodźcie do mnie, razem będziemy odrabiać lekcje". I tak było. I jeszcze jedna charakterystyczna rzecz - gdy mieliśmy klasówki i Lolek kończył jako pierwszy, nigdy nie oddawał swojej pracy, czekał aż skończą pozostali. Cechowała go wielka solidarność.

- Czym zajmowaliście się po szkole?

- Ten czas wykorzystywaliśmy na sport. Lolek grał w piłkę nożną. To zamiłowanie zaszczepił w nim jego brat Mundzio, który stawiał go na zaimprowizowanym boisku jako słupek od bramki. A jak to bywa, piłka czasem uderza w słupek... Lolka to nie zraziło. Później grał na pozycji obrońcy i nazwaliśmy go Martyna - tak miał na nazwisko niezwykle popularny reprezentant Polski. A później stał na bramce. Był bardzo barczysty. Drugą jego pasją była turystyka. Wspólnie wędrowaliśmy po górach: Gorce, Pieniny, Tatry... Tę pasję z kolei zaszczepił w nim jego ojciec. Uważali, że jest to nie tylko odpoczynek od zgiełku miasta, ale też poprzez kontemplację piękna przyrody - podziwianie Boga. Trzecią jego pasją - już pozasportową - był teatr. W gimnazjalnym teatrze kreował główne role. Wiele wskazywało na to, że Lolek zostanie aktorem.

- Tymczasem został klerykiem...

- Po maturze rozpoczął studia polonistyczne. Minął ponad rok i wybuchła wojna, po której nastąpiła okupacja. Nie przeżył jej co czwarty kolega z naszej klasy. Jeden poległ we wrześniu 1939 r., dwóch zamordowano w Auschwitz, 12 walczyło na Zachodzie. Jeden z nich zginął w obozie w Pirenejach, drugiego pochowano w Afryce pod Tobrukiem, inny jako pilot poniósł śmierć nad Kanałem La Manche. Pięciu biło się pod Monte Cassino - jeden na zawsze spoczął we włoskiej ziemi. Lolek poszedł na teologię. Nasze pierwsze powojenne spotkanie miało miejsce w 1948 r. z okazji 10-lecia matury.

- A następne spotkania?

- Spotykaliśmy się u niego w Pałacu Arcybiskupim w Krakowie przy ulicy Franciszkańskiej 3, co dwa, trzy lata. Msza święta, wspólny obiad, serdeczne rozmowy, wspomnienia, śpiewanie piosenek z lat szkolnych - harcerskie, ludowe, no i ulubioną pastorałkę góralską: "Oj, maluśki, maluśki... '. Ja przygrywałem na harmonijce. W 1978 r. do spotkania nie mogło już dojść - nasz Lolek, kardynał Wojtyła, został papieżem. Na krótko spotkaliśmy się w czerwcu następnego roku podczas pierwszej pielgrzymki do Polski. Powiedział wówczas: 'Chłopcy, zapraszam was do siebie. Przyjeżdżajcie, zapewniam wikt i kwaterunek''. Przyjechaliśmy we wrześniu razem z żonami. Ale w późniejszym okresie nie mogliśmy się spotykać tak często jak dawniej.

- Był dla pana bardziej Lolkiem czy bardziej papieżem?

- Tego się nie da oddzielić. Tyle lat przyjaźni, wcześniej jeszcze sąsiedztwa... Przechowuję kilkadziesiąt listów, które od niego otrzymałem. Był dla mnie zarówno Lolkiem, jak i namiestnikiem Chrystusa. Podziwialiśmy go z kolegami, tak jak robił to cały świat. On pierwszy przekroczył próg synagogi, meczetu. Odwiedzał i pocieszał chorych, opuszczonych, więźniów. Na tym polega jego wielkość - był zwykły... i niezwykły. W Wadowicach i w Krakowie mówiliśmy do niego Lolek... ale gdy zasiadł nad Tybrem, już nam nie wypadało tak się zwracać - mówiliśmy Ojcze Święty. Ale on był z nami niezmiennie bezpośredni.

- Odnoszę wrażenie, że postać tego wielkiego Polaka wykiełkowała z urodzajnej gleby - że całe wasze pokolenie było niezwykłe...

- Kończąc nasze spotkania recytowaliśmy słowa z Albiusa Tinulusa, umieszczone w westybulu wadowickiego gimnazjum. One były drogowskazem przyświecającym nam w czasie nauki, ale i w czasie okupacji hitlerowskiej, i w okresie reżimu komunistycznego: "Casta placent superis, pura cum veste venite et manibus puris sumite fontis aquam' (To, co czyste, podoba się Najwyższemu, przychodźcie w szacie czystej i rękoma czystymi czerpcie wodę ze źródła). To słowa zawsze aktualne, także dziś.

Eugeniusz Mróz

Kolega z klasy i przyjaciel przyszłego papieża. W czasie okupacji walczył w szeregach AK. Emerytowany radca prawny. Ma 88 lat

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki