Większość Niemców nie wie, kto to jest Erika Steinbach

2009-03-24 3:00

Sebastian Bickerich, publicysta niemieckiego dziennika "Der Tagesspiegel" specjalnie dla "Super Expressu"

"Super Express": - Dlaczego Erika Steinbach jest tak ważną osobą dla Niemców?

Sebastian Bickerich: - Steinbach nie jest ważna dla społeczeństwa niemieckiego i poważnych polityków niemieckich.

- Czy ma to oznaczać, że jest ona istotna tylko dla Związku Wypędzonych (BdV)?

- Faktycznie jest bardzo ważną postacią w Związku Wypędzonych, który jest jednak organizacją o niewielkim znaczeniu. Steinbach ma też pewne znaczenie dla niemieckich kręgów konserwatywnych. Jednak generalnie nie jest to osoba dobrze znana społeczeństwu niemieckiemu. Może zaledwie 10 do 20 procent Niemców kojarzy jej nazwisko i wie dokładnie, kim ona jest. Zdecydowanie inaczej sytuacja wygląda w Polsce, gdzie - jak sądzę - ponad 90 procent społeczeństwa zna tę postać.

- Dlaczego BdV postanowiło zostawić dla niej wolne miejsce w radzie fundacji wypędzonych?

- Przede wszystkim pamiętajmy, że w radzie fundacji jest 11 innych miejsc. Poza tym pozostawienie pustego miejsca, które zająć miała Steinbach, jest też sprawą całkowicie nieistotną, przynajmniej z punktu widzenia Niemiec. Ponieważ to miejsce do tej pory i tak nie było obsadzone. Tak więc stan dotychczasowy pozostanie niezmieniony. Polscy politycy, zwłaszcza Bartoszewski, robią z tej sprawy wielką aferę. Ale prawda jest zupełnie inna. Przecież przez cały czas wszyscy liczący się niemieccy politycy stali na stanowisku, że Steinbach nie zasiądzie w radzie muzeum. To było jasne niemal od roku, od spotkania kanclerz Merkel z polskim premierem Donaldem Tuskiem, gdy razem zgodzili się, że Steinbach nie wejdzie do tej rady.

- Dlaczego w takim razie Angela Merkel wspiera panią Steinbach?

- Ale kanclerz Merkel wcale nie wspiera Eriki Steinbach.

- Naprawdę?

- Dla Angeli Merkel relacje z Polską są o wiele ważniejsze niż osoba Eriki Steinbach. Jak już mówiłem, Tusk i Merkel ustalili, że Niemcy zbudują centrum wypędzonych bez Steinbach. A cała reszta jest dla mnie tylko i wyłącznie teatrem. Nie mogę zrozumieć, co stało się ostatnio między Steinbach i Bartoszewskim, nie mogę zrozumieć jego reakcji na Steinbach. Bo - powtarzam - sprawa Steinbach to w Niemczech żadna sprawa.

- W takim razie dlaczego, pana zdaniem, Steinbach budzi takie emocje w Polsce?

- Nie jestem ekspertem od psychologii Polaków. Ale przecież każdy naród ma swoich wrogów albo nazwiska, które nie są akceptowane. Dla Niemców takimi osobami są np. Berlusconi czy Bush. Można powiedzieć, że istnieje swego rodzaju narodowa psychoza związana z tymi ludźmi.

- Czyli jakie stanowisko zajmuje Angela Merkel w sprawie Steinbach?

- Angela Merkel wie doskonale, że nie potrzebuje dodatkowych problemów związanych z Eriką Steinbach. Wie, że gdyby wspierała Steinbach, nie znalazłaby politycznych sojuszników dla jej idei. Wie też, że wpłynęłoby to bardzo negatywnie na jej pozycję polityczną. Wie również, że Steinbach to dla Polaków wyjątkowo drażliwy temat. Dlatego powiedziała Steinbach, że jej miejsce w fundacji musi zostać nieobsadzone. Poza tym jestem przekonany, że po jesiennych wyborach parlamentarnych w Niemczech nic się nie zmieni, ponieważ wszystkie liczące się siły polityczne są przeciwko Steinbach.

- Niedawno Angela Merkel stwierdziła, że solidaryzuje się z Eriką Steinbach. Czy nie jest to ewidentna forma poparcia dla niej. Czy też nadal uważa pan, że jest inaczej?

- W moim przekonaniu możemy tu mówić co najwyżej o moralnym wsparciu dla roli Steinbach w integrowaniu wypędzonych w niemieckim społeczeństwie. Bo bez wątpienia to bardzo ważna rola. Ale to moralne wsparcie nie oznacza wsparcia politycznego. Takiego kanclerz Merkel udzieliła Donaldowi Tuskowi.

- Czym będzie Centrum przeciwko Wypędzeniom?

- To będzie małe, narodowe centrum o znaczeniu czysto symbolicznym, w którym kwestia wypędzonych będzie odgrywała drugoplanową rolę. Jestem pewien, że będzie tam przekazywana prawdziwa historia, również o odpowiedzialności Niemiec za II wojnę światową.

- A jak obywatele Niemiec odnoszą się do tego centrum?

- Oczywiście w wielu niemieckich rodzinach byli wysiedleńcy i dla nich jest to ważna sprawa. Oni chcą zobaczyć tę historię zebraną w jednym miejscu. Jest to jednak kwestia bardziej wspomnień niż aktualnego problemu dla niemieckiego społeczeństwa.

Sebastian Bickerich

Publicysta niemieckiego dziennika "Der Tagesspiegel"

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki