Wiktor Bater: Ostatnia nadzieja w prokuraturze

2011-01-18 3:00

Rząd zapowiada negocjacje z Rosją w sprawie raportu MAK, a także z wrócenie się do organizacji międzynarodowych. Czy i na jakich zasadach jest to możliwe?

"Super Express": - Zaraz po opublikowaniu raportu MAK pracę zakończyła druga rosyjska instytucja zajmująca się katastrofą - komisja rządowa, na której czele stał premier Putin. Co to oznacza?
Wiktor Bater: - Jej zadaniem była koordynacja funkcjonowania służb na miejscu katastrofy i w trakcie prac nad badaniem przyczyn, koordynacja śledztwa prowadzonego przez MAK i działań na szczeblu międzynarodowym. Po ujawnieniu raportu komisja techniczna MAK przekazała komisji rządowej wnioski, a ta zgromadzone materiały przekazała do komitetu śledczego przy prokuraturze. Potem się rozwiązała.

- Czyli nasza ostatnia nadzieja w rosyjskiej prokuraturze?
- Tak. Rosjanie nie postawili jeszcze kropki nad i. Komisja rządowa opierając się na ustaleniach MAK, zajmowała się przede wszystkim badaniem przyczyn katastrofy, a nie ustaleniem odpowiedzialności. Tym zajmie się prokuratura. Wariant optymistyczny zakłada, że śledztwo prowadzone przy prokuraturze uwzględni także działania kontrolerów. Strona rosyjska mocno podkreśla, że prokuratura jest organem działającym niezależnie od jakichkolwiek instytucji rządowych i prowadzi odrębne śledztwo w sprawie katastrofy.

Przeczytaj koniecznie: Rząd Tuska dogadał się z Putinem, by uznać lot do Smoleńska za cywilny?

- Czy rzeczywiście możemy być optymistami? Nie jest tajemnicą, że w rosyjskich realiach również prokuratura wypełnia pewne wytyczne płynące "z góry".
- To prawda. Dlatego teraz wszystko zależy od działań dyplomatycznych polskiej strony. Chodzi o to, aby w trakcie rozmów na najwyższym szczeblu politycznym doprowadzić do takich, a nie innych ustaleń ze strony prokuratury. Aby dać Rosjanom do zrozumienia, że aktualne ustalenia raportu MAK - mówiąc delikatnie - nie służą naszym stosunkom. Do świadomości Rosjan przedostało się już grudniowe stwierdzenie premiera Tuska o tym, że raport jest nie do przyjęcia. Teraz musi to samo powiedzieć rosyjskim władzom wprost, w dwustronnych rozmowach - oficjalnych bądź nie. A strona rosyjska w obecności przedstawicieli Polski zadeklarowała gotowość do dalszej współpracy z polską prokuraturą i przesłuchiwania kontrolerów z wieży, o co polska strona tak zabiegała.

- Ale niby dlaczego Rosjanie mają się na to zgodzić?
- Jeśli zależy im na kontynuowaniu tzw. ocieplenia w relacjach z Polską, prokuratura powinna zareagować mniej więcej zgodnie z naszymi oczekiwaniami. Rosjanie i tak już osiągnęli swój cel, bo to ich przekaz "poszedł w świat".

- Zawsze też pozostaje nam międzynarodowy arbitraż.
- Tylko w teorii. Nie spotkałem się jeszcze z przypadkiem, aby doszło do takiego arbitrażu w dotychczasowych raportach MAK. Zwykle międzynarodowi eksperci należący do różnych organizacji badających bezpieczeństwo lotów uważają raporty MAK za rzetelne i kompletne. Zresztą taki arbitraż bywa zazwyczaj bardzo żmudny i rozciągnięty w czasie, a jego międzynarodowy oddźwięk jest dość marny.

- Ekspercka solidarność zawodowa?
- Między innymi. Eksperci z zagranicy współpracujący z MAK nie są zainteresowani rywalizacją z nim i na ogół mówią o nim bardzo pochlebnie. Wszyscy się doskonale znają, jeszcze z czasów ZSRR. Zresztą nie mają takich możliwości badawczych, co MAK. Bazują na dokumentach zgromadzonych przez Komitet, a nie na materiale dowodowym. MAK już od pierwszych godzin, na gorąco, bada katastrofę.

- Był pan na miejscu, gdy ogłaszano raport MAK. Jaka panowała atmosfera?
- Dość napięta, bo nikt nie wiedział, co zostanie ujawnione. Zainteresowanie było ogromne. Przybyło mnóstwo dziennikarzy z Polski i zagranicy. Wszyscy się przepychali, żeby zadać pytanie, a czasu było mało - jakieś 40 minut. Przedstawiciele MAK robili uniki przed trudniejszymi pytaniami, zwłaszcza na temat kontrolerów z wieży i funkcjonowania lotniska Siewiernyj. Przez półtorej godziny wszyscy bardzo uważnie słuchali komisji. Szmer przeszedł przez salę tylko dwa razy.

- Szmer oburzenia, szoku, zaciekawienia?
- To była mieszanka zdumienia i ironii. Najpierw na wieść o alkoholu we krwi gen. Błasika, zastanawiano się, po co w ogóle coś takiego wyciągnięto i teraz na pewno zwalą wszystko na alkohol. Potem, w podsumowaniu raportu, Anodina mówiła, że strona rosyjska nie ponosi żadnej odpowiedzialności, a na lotnisku wszystko funkcjonowało świetnie. Raz tylko napomknęła krótko o wadliwie działającej sygnalizacji świetlnej, która naprowadzała samolot na właściwy tor. Ale zaraz dodała, że nie miało to absolutnie żadnego wpływu na przebieg lądowania, bo była gęsta mgła. Słyszałem wtedy kpiące komentarze: "Niby się przyznają do winy, a zaraz się wycofują". W trakcie i zaraz po symulacji ostatnich minut lotu na sali zapanowała martwa cisza. Rzecz niebywała, jak na taką liczbę dziennikarzy. Wszyscy byli w szoku, słysząc głosy ludzi, którzy zaraz zginą.

Wiktor Bater
Moskiewski korespondent Polsat News

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki