Do zdarzenia doszło kilka dni temu na jednej z posesji położonych na granicy Lublina i Świdnika. Bardziej tam jak na wsi niż w mieście, dużo jeszcze starych gospodarstw rolnych. Zbigniew D. mieszkał samotnie w jednym z takich domostw.
- Spokojny i uprzejmy słowa złego o nim nie powiem – opisuje mężczyznę sąsiadka. Początkowo myślała, że pan Zbyszek pojechał do matki mieszkającej za Zamościem, ale szybko zaczęły nurtować ją wątpliwości. – Gdyby pojechał, na pewno przyszedłby wcześniej z prośbą o dokarmianie jego ukochanego kota…
Sąsiedzi zaczęli szukać go już na drugi dzień po zniknięciu. Bezskutecznie. Nie było go w domu ani na podwórku. Dopiero nazajutrz ktoś postanowił sprawdzić także drewnianą latrynę stojącą przy siatce z boku posesji. I znalazł tam ledwo żyjącego lokatora. Co się okazało? Choć Zbigniew D. ma w domu łazienkę, feralnego wieczoru postanowił jednak skorzystać z wygódki na świeżym powietrzu. Mający kilkadziesiąt lat weteran wśród latryn nie utrzymał ciężaru mężczyzny. Część przeznaczona do siedzenia zapadła się i mężczyzna wpadł do środka. Nie mógł się ruszyć, zapewne też stracił na pewien czas przytomność. Na miejscu pojawili się strażacy i pogotowie ratunkowe. Zbigniew D. był przytomny, ale nie było z nim kontaktu. Strażacy obmyli do wodą z węża strażackiego i przekazali ratownikom. Pechowiec trafił do szpitala, jest w bardzo ciężkim stanie