Wściekły nietoperz zaatakował na Lubelszczyźnie

2013-09-19 7:12

Nie wierzył, że to dzieje się naprawdę. Krzysztof Kucharski (51 l.) spod Zalesia na Lubelszczyźnie stał sparaliżowany strachem i patrzył na zakrwawioną dłoń. Ocknął się dopiero, słysząc krzyki żony. Kobieta biegała po podwórku, broniąc się przed latającym potworem. To wcale nie był zły sen! Rodzinę rolnika zaatakował wściekły nietoperz.

Dramat wydarzył się wieczorem. Pan Krzysztof miał właśnie karmić zwierzęta w zagrodzie.

- Nagle zobaczyłem nietoperza. Siedział przed domem i patrzył na mnie - opowiada mężczyzna. - Nie próbował uciec, w ogóle się nie ruszał.

Rolnik podszedł do siedzącego gacka, a wtedy ten poderwał się i ugryzł go w rękę. Pan Krzysztof oniemiał. Nawet nie krzyknął z bólu. Po prostu stał i patrzył na krew spływającą na klepisko...

Nietoperz nie odleciał. Rzucił się za to na żonę mężczyzny, a potem na ujadającego psa. Wszystkich boleśnie pokąsał i... padł.

- Podnieśliśmy go i zabraliśmy ze sobą do szpitala - wspomina dramatyczne chwile pan Krzysztof.

Rolnik, żona i pies dostali zastrzyki przeciw wściekliźnie. I bardzo dobrze, bo lekarze potwierdzili, że latający ssak był nosicielem tej strasznej choroby.

Zobacz: Szaleniec napadał grzybiarzy

Po kilkudniowej obserwacji pan Krzysztof i jego żona zostali zwolnieni do domu. Pies jeszcze jest na obserwacji.

- Teraz wszyscy czujemy się dobrze, jednak gdzieś tam przychodzi myśl, że możemy jeszcze zachorować na wściekliznę - mówi ze strachem. Wtedy mężczyznę i jego rodzinę czeka seria zastrzyków.

- Leczenie wścieklizny jest bardzo bolesne - potwierdza Barbara Bandurska (63 l.), lekarka z Białegostoku. Dodaje jednak, że nieleczona choroba może zakończyć się przerażającą śmiercią w straszliwych męczarniach. - Objawy początkowo przypominają zwykłą grypę, jednak wirus szybko atakuje mózg i rozpoczyna się bardzo bolesna dla zarażonego agonia, która może trwać do trzech tygodni - mówi pani doktor.

Czy powinniśmy obawiać się większej liczby wściekłych nietoperzy?

- W Polsce żyje ogromna grupa nietoperzy, które są nosicielami wirusa wścieklizny i mogą zarażać inne zwierzęta i ludzi - przyznaje lekarz weterynarii Marta Jarocka (25 l.).

- Do zarażenia dochodzi najczęściej poprzez pogryzienie. Wtedy jak najszybciej trzeba się zgłosić do lekarza. Odpowiednie leczenie uchroni nas przed dramatem - pociesza.

Zobacz: Wścieklizna atakuje

Lekarz medycyny Barbara Bandurska (63 l.)

Wścieklizna naprawdę zabija

- Wścieklizna jest bardzo niebezpieczna zwłaszcza dla dzieci, a nieleczona najczęściej kończy się śmiercią. Początkow objawy zakażenia przypominają grypę: mamy podwyższoną temperaturę, jesteśmy osłabieni. Kolejna faza to światłowstręt i wodowstręt. Potem pojawiają się drgawki, konwulsje, paraliż, ślinotok. Agonii towarzyszy ból całego ciała. Zgon następuje w czasie od kilku dni do nawet trzech tygodni.

Lekarz weterynarii Marta Jarocka (25 l.)

Uwaga na zarażone nietoperze

- Nietoperze są bardzo podatne na wściekliznę. W Polsce żyje ogromna grupa tych ssaków, które są nosicielami wirusa wścieklizny i mogą zarażać inne zwierzęta i ludzi. Same jednak nie chorują. Do zarażenia dochodzi najczęściej poprzez pogryzienie, jednak nietoperz roznoszący wirusa nie staje się agresywny - gryzie tylko wtedy, gdy czuje się osaczony i zagrożony.

 

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki