Wypadek polskiego autokaru w Niemczech: Widziałem te ciała, były zmasakrowane - ZDJĘCIA

2010-09-29 9:25

Mirosław Stawicki (54 l.) nigdy nie zapomni tego koszmarnego widoku. Jako opiekun rodzin ofiar katastrofy polskiego autokaru, który rozbił się w niedzielne przedpołudnie, pojechał z nimi do Berlina. To on podjął się zadania identyfikacji zwłok. - Znałem ich wszystkich. To, co zobaczyłem, było straszne. Dobrze, że bliscy nie musieli tego oglądać - mówi wstrząśnięty urzędnik złocieńskiego ratusza.

Gdy w poniedziałek o godz. 4 rano autobus z 40 członkami rodzin ofiar katastrofy pod Berlinem wyruszał ze Złocieńca (woj. zachodniopomorskie), nikt nie wiedział, czy jedzie do kostnicy, czy szpitala. Cała podróż przebiegała w milczeniu. Ludzie modlili się, by wśród ofiar nie było ich najbliższych.

- Niemcy na nasz przyjazd byli perfekcyjnie przygotowani. Każdy miał gdzie usiąść, każdy traktowany był bardzo dobrze. Na miejscu byli psychologowie - opowiada Mirosław Stawicki.

Przeczytaj koniecznie: Wypadek autokaru: Karolinka zginęła w swoje 13 urodziny

Cała grupa weszła do wielkiej sali szpitala w Königs Wusterhausen. Wtedy zaczęto odczytywać listę osób, które przeżyły katastrofę. - Każdy, kto usłyszał nazwisko swojego bliskiego, wychodził do drugiego pomieszczenia. Tam już dowiadywał się szczegółów dotyczących choćby tego, w którym szpitalu leży jego krewny - opowiada pan Mirosław.

W miarę jak na sali ubywało ludzi, panowała coraz bardziej napięta atmosfera. - Aż zostaliśmy sami - ja, wiceburmistrz i 13 osób. Rozległ się jeden wielki płacz, bo już wtedy zgasła ostatnia iskierka nadziei, że bliscy tych osób żyją - opowiada pan Mirosław.


Dopisz się do Księgi Kondolencyjnej dla rodzin ofiar tragedii:

Niemcy poprosili zgromadzonych, by opisali części garderoby lub znaki szczególne swoich bliskich. Na podstawie tych informacji Mirosław Stawicki dokonywał identyfikacji zwłok. - Kiedy rodziny zaczęły opisywać swoich bliskich, ja do rąk dostałem zdjęcia zmasakrowanych ciał. To było coś strasznego. Widziałem porozrywane ciała, otwarte klatki piersiowe, brzuchy. Masakra. A ja znałem ich wszystkich. Całe szczęście, że ci ludzie nie musieli tego widzieć - dodaje mężczyzna. Rodziny ofiar wróciły wczoraj z Niemiec do Złocieńca, podobnie jak 5 osób wypisanych ze szpitali. W klinikach pozostaje jeszcze 27 osób, ich stan jest stabilny.

W Niemczech trwa intensywne śledztwo w sprawie katastrofy. Tamtejsza prokuratura prowadzi śledztwo pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci. Nie chce też zdradzić, kim jest sprawczyni wypadku. Niemiecka prasa podała, że to berlińska policjantka, Beatrice D. (37 l.), która jechała czerwonym mercedesem ze znajomymi do Polski, by kupić tanie papierosy. Przedstawiciele policji nie potwierdzają jednak tych informacji ani im nie zaprzeczają.

Patrz też: Lista ofiar wypadku pod Berlinem

Kobieta prawdopodobnie wbrew wcześniejszym doniesieniom nie jest ranna, jednak przebywa w szpitalu psychiatrycznym, a jej stan psychiczny nie pozwala na składanie zeznań.

W Złocieńcu trwa zarządzona przez burmistrza żałoba, która potrwa do 3 października. Prawnicy z województwa zachodniopomorskiego zadeklarowali możliwość udzielania bezpłatnych porad rodzinom ofiar (tel. do biura Okręgowej Rady Adwokackiej w Szczecinie 091 43 33 616 i 091 448 01 87). Wojewoda przekazał 100 tys. zł na pomoc ofiarom.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki