WYWIAD Z TRYNKIEWICZEM: Żeby żyć wśród ludzi, musiałem udawać kogoś innego

2014-02-20 12:47

Niebawem ukaże się książka Piotra Pytlakowskiego "Trynkiewicz i inni. Czekając na kata". Autor rozmawiał z Trynkiewiczem w 1996 roku. Przed zabójcą było ok. 18 lat odsiadki. - Nie powinien wyjść na wolność, bo nie odpłacił swojej winy. Powinien być na trwałe odizolowany od społeczeństwa - ocenia Piotr Pytlakowski w rozmowie z "Super Expressem".

- Co spowodowało, że stał się pan uosobieniem zła, że popełnił pan takie straszne czyny?

- Moim problemem była inność, odróżniałem się od pozostałych, musiałem z tym żyć. Nie potrafiłem sobie z tym poradzić.

- Inność, czyli inny świat wartości. Zarzucono panu skłonności pedofilskie i homoseksualne.

- Nie chodzi o pedofilię ani o inność seksualną, ale o to, jak społeczeństwo traktuje tych ludzi. Żeby żyć wśród ludzi, musiałem udawać kogoś innego, niż w istocie byłem. Więc żyłem w ciągłym strachu.

- I to ze strachu zabił pan czterech chłopców?

- Przychodzi czas, kiedy psychika człowieka już nie wytrzymuje ciągłego napięcia. Czasem prowadzi to do samobójstwa, czasem przeradza się w głęboką chorobę psychiczną. To, co uczyniłem, ktoś mógłby wyjaśnić w sposób prymitywny: zemsta na społeczeństwie. Ale to był raczej zbieg złych okoliczności.

- Jakich?

- Kiedy pracowałem w szkole, było dobrze, byłem lubiany, nikt nie miał do mnie zastrzeżeń. Ale dostałem powołanie do wojska i zawaliło mi się wszystko. W wojsku było źle, czułem, że pętla się zaciska. (…) Na przełomie lat 1987/1988 byłem w ostateczności. (...)

- Czy kara śmierci nadal powinna obowiązywać?

- Nie wiem. Dla odstraszania ona jest dobra, budzi respekt. Ale nie jest humanitarna. (...)

- A w pana przypadku, gdyby miał pan wybór, jaką karę wybrałby pan dla siebie?

- Chyba wybrałbym śmierć. Trudno byłoby mi oswoić się z myślą, że do końca życia mam gnić za kratami. Jest jeszcze inny aspekt kary dożywotniego więzienia. Ona prowadzi do zezwierzęcenia. Człowiek wtrącony na wieczność do celi staje się po jakimś czasie zwierzęciem. (...)

Zobacz też: Mariusz Trynkiewicz ukrywa się na Mazurach w ośrodku szkolenia policji?

- Na sali sądowej usłyszał pan wyrok śmierci. Jakie uczucie temu towarzyszyło? Przerażenie?

- Na wyrok śmierci byłem przygotowany. (…) Oswoiłem się z tą myślą. Kiedy usłyszałem wyrok, wcale mnie to nie przeraziło. Wiedziałem jedno, że wyroku nie będzie od razu, że mam trochę czasu. (…) Obliczyłem, że jeszcze rok pociągnę (…).

- Proszę powiedzieć o strachu. Jak to jest, kiedy człowiek boi się, że go zaraz powieszą?

- Trudno określić, nazwać rodzaj strachu przed katem. Jest dziwny, powoduje mrowienie, po plecach przechodzą dreszcze. Nie ma nic wspólnego ze zwykłym strachem. (…) Dlatego kara śmierci jest taka nieludzka, straszna. Myśli o niej odpycha się nawet na siłę. Bo człowiek skazany na "kaes" już właściwie nie żyje. Nie można niczego zaplanować, wybiec w przyszłość. Wyobrazić sobie, że odpokutuje się winę, wyjdzie na wolność, na przykład za trzydzieści lat, usiądzie na ławce gdzieś nad wodą, żeby odpocząć. Nie, skazaniec takiej perspektywy nie ma, żyje chwilą i nie wie, która będzie ostatnia...

(fragmenty wywiadu, który z Trynkiewiczem przeprowadził Piotr Pytlakowski)

UWAGA - JUŻ W PIĄTEK W SUPER EXPRESSIE I NA SE.PL DRUGA CZĘŚĆ WYWIADU Z MARIUSZEM TRYNKIEWICZEM

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki