Dzieci powinny móc uczyć się bez lęku o to, czy będą mogły wejść do szatni, łazienki czy wziąć udział w zawodach sportowych (...). Wszyscy otrzymają jednakową opiekę, jaką zagwarantuje im prawo - bez względu na ich tożsamość płciową czy orientację seksualną. - wyczytamy w dyrektywie podpisanej przez 46. prezydenta USA, która ma na celu "zapobieganie i zwalczanie dyskryminacji na tle orientacji seksualnej oraz tożsamości płciowej". Dla działaczy społeczności LGBTQ tak jasna deklaracja łączy się z wielką ulgą po czterech latach rządów Donalda Trumpa, który wielokrotnie próbował demontować prawną ochronę osób nieheteronormatywnych. - Działania prezydenta Bidena stawiające jako priorytet przeciwdziałanie dyskryminacji i ułatwianie zbierania danych na temat przemocy wobec osób LBTQ, to prawdziwy powiew nadziei - mówi Sam Brinton z organizacji The Trevor Project, zajmującej się pomocą dla transseksualnej młodzieży.
Niestety, w rozległej antydyskryminacyjnej dyrektywie znalazły się punkty, które uznaje się za... dyskryminacyjne! Chodzi tu przede wszystkim o zapis nakazujący szkołom zapewnienie dzieciom uczestnictwa w zawodach zgodnie z płcią, z którą się utożsamiają. - To smutny dzień dla sportu kobiecego - pisze Erielle Davidson, analityczka polityczna z Jewish Institute for National Security of America. - Kobietom każe się konkurować z biologicznymi mężczyznami, narażając je przy tym na ryzyko kontuzji i utraty tytułu. (...) To destrukcyjne i niecne posunięcie - komentuje publicystka na Twitterze.
W krytycyzmie pomysłu jeszcze dalej posuwa się dziennikarka The Wall Street Journal Abigail Shrier, której zdaniem, oznacza to de facto koniec "kobiecych sportów". - Nad głowami dziewczynek właśnie wyrósł nowy szklany sufit - konkluduje swą analizę dziennikarka.
ZOBACZ TEŻ: