Doświadczenie prawdziwej przygody

2013-04-28 4:00

Od najmłodszych lat interesowało go poznawanie świata. Aby móc rozwijać swoje podróżnicze pasje i docierać w najdalsze zakątki świata, postanowił ułożyć sobie życie w Stanach. Dzięki pracy, a także wsparciu rodziny i przyjaciół, udaje mu się realizować swoje marzenia. Znany podróżnik Ed Bochnak opowiada Czytelnikom "Super Expressu", jak spełnia się jego amerykański sen.

Jako młody chłopiec byłem wiernym czytelnikiem książek Szklarskiego, Halika i Puchalskiego. Rozpalały moją wyobraźnię i marzenia o wielkich wyprawach i przygodach. W Polsce schodziłem Bieszczady, Tatry, Gorce i Pieniny. Brałem udział w wyjazdach ornitologicznych z ramienia Uniwersytetu Jagiellońskiego i spróbowałem swoich sił w konkursach fotograficznych, wygrywając jeden w miesięczniku "Przyroda Polska". Wtedy właśnie, jako kilkunastoletni chłopiec, zacząłem myśleć, jak zarobić na realizację swoich planów. Sprzęt fotograficzny, obróbka zdjęć i slajdów w Polsce pociągały za sobą spore koszty, a moje plany sięgały znacznie dalej, bo z upływem lat moje zainteresowania przerodziły się w poważne hobby.

Stany dają większe możliwości

Kilka lat później byłem już w NY. Tu poczułem, że mam większe możliwości rozwijania swoich pasji. Rozpocząłem je od ukończenia kursu wspinaczki na sztucznej ścianie na Manhattanie. Realizowałem się wówczas również jako przewodnik po turystycznych szlakach stanów Nowy Jork i New Jersey, poszukując artefaktów megalitycznej kultury sprzed kilku tysięcy lat na Wschodnim Wybrzeżu USA.

Przez kolejne lata pracowałem, jak każdy imigrant, próbując zarobić na utrzymanie. Dodatkowo co mogłem, oszczędzałem na planowane wyprawy. Nie było to łatwe, bo wkrótce założyłem rodzinę i doczekałem się dwójki dzieci.

Kiedy po paru latach dostałem stałą pracę, stała się ona dla mnie gwarancją utrzymania rodziny, a także możliwości przeznaczenia pieniędzy na realizację moich marzeń. Wtedy zdecydowałem, że pozostaniemy wszyscy w Nowym Jorku na stałe.

Pomógł mi przypadek

W roku 1998 r. poznałem Andrzeja Piętowskiego, który organizował wyprawę rowerową do źródeł Amazonki. Dołączyłem do jego grupy. Wyprawa okazała się dużym sukcesem i zachęciła mnie do kolejnych wyjazdów. Były to wspinaczki w górach wysokich: Andach, Himalajach i w Afryce.

Kolejno zdobyłem: Huascaran (6768 m n.p.m.), Pisco (5752 m n.p.m.), Amadablam (6825 m n.p.m.), Aconcagua (6962 m n.p.m.), Kilimandżaro (5896 m n.p.m.), Alpamayo (5947 m n.p.m.).

W 2004 roku spłynąłem pontonem przez kanion Owyhee w Idaho, jeden z najdzikszych kanionów w USA.

Trzy z moich wypraw poświęciłem na poszukiwanie ostatnich wolnych Indian Toromonas w górnym dorzeczu Amazonki, na pograniczu Boliwii, Peru i Brazyli...

Jestem niepoprawnym marzycielem, nieliczącym się z upływem czasu. Wpatrzonym w mapę i szukającym nowych miejsc, które warto zobaczyć. Filmem, fotografią i relacjami przybliżam odległy świat tym, którzy nie mogą się odważyć ruszyć przed siebie. Więcej informacji o moich wyprawach można znaleźć na mojej stronie www.edbochnak.pl.

Na co dzień prowadzę zwyczajne życie

Mój dzień rozpoczyna się o 6 rano, z pracy wracam około 5.30. Resztę dnia dzielę pomiędzy rodzinę a moje zainteresowania. Z każdej wyprawy przywożę dużo materiału filmowo-fotograficznego, który wymaga technicznej obróbki, pochłaniając mnóstwo czasu.

Czuję się człowiekiem spełnionym, ale ciągle otwartym na nowe wyzwania. Ciągle gotowy na kolejną przygodę, która rozpocznie się z chwilą, gdy spojrzę przez wizjer aparatu na otaczający świat.

Cały czas ścierają się we mnie trzy żywioły: podróżowanie, góry i fotografia. Najlepiej czuję się, kiedy jestem "w drodze" lub w mojej głowie rodzi się nowy pomysł i zaczynam planować kolejną wyprawę.

Ponieważ niedawno wróciłem z wyprawy z gór Rwenzori w Ugandzie, ciągle jeszcze żyję tą wyprawą, przygotowując prelekcje i film dokumentalny.

Każda wyprawa otwiera nowe spojrzenie na otaczający nas świat. Czy to zdobycie Alpamayo - lodowego szczytu w Andach, czy dotarcie na rowerze do źródeł Amazonki, czy przepłynięcie tratwą z drzewa balsy Alto Madidi, lub piesza wędrówka przez archaiczne Królestwo Lo. Każda z tych wypraw gdzieś na krańcach ziemi wymagała poświęcenia, wysiłku i walki ze słabościami, a po osiągnięciu zamierzonego celu dawała chwilę radości i uczucie spełnienia.

Każda z nich pociągała również za sobą ryzyko i niepewność. Wyruszając na tereny odległe od cywilizacji, gdzie nie można liczyć na szybką pomoc z zewnątrz, obawa i nieprzewidywalność wyzwala dreszcz emocji, który muszę opanować.

Od moich decyzji zależy sukces wyprawy i przetrwanie. Wówczas skłonny jestem poświęcić część swojego bezpieczeństwa w zamian za ekscytujące doświadczenie prawdziwej przygody.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki