"The New York Times": cywile w Teheranie zaskoczeni atakiem. Władze powtarzały, że to tylko pogróżki. Zniszczone bloki, są ofiary
Wczesnym rankiem w piątek mieszkańcy Teheranu obudzili się w nowej rzeczywistości. Eksplozje, płomienie, dym nad miastem – stolica Iranu stała się celem zmasowanego ataku izraelskich sił powietrznych, które uderzyły zarówno w cele wojskowe, jak i cywilne. Izraelskie myśliwce zbombardowały co najmniej kilkanaście strategicznych lokalizacji na terytorium Iranu – w tym zakład wzbogacania uranu w Natanz, bazę wojskową w Parchin pod Karadżem oraz szereg obiektów wojskowych i badawczo-nuklearnych rozsianych po całym kraju. Według relacji świadków oraz materiałów wideo udostępnianych przez media państwowe i użytkowników w mediach społecznościowych, bomby spadły również na dzielnice mieszkalne w Teheranie – od elitarnych enklaw po dzielnice klasy robotniczej.
Rząd irański próbował bagatelizować zagrożenie, określając doniesienia o możliwym ataku jako „propagandę Zachodu”
Jak pisze "The New York Times", rząd irański próbował wcześniej bagatelizować zagrożenie, określając doniesienia o możliwym ataku jako „propagandę Zachodu”, rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Władze potwierdziły śmierć nieokreślonej liczby cywilów, w tym dzieci, a dziesiątki osób odniosły obrażenia. Oficjalnego bilansu strat – brak. Ulice Teheranu wypełniły się zdezorientowanymi mieszkańcami, którzy próbują ocenić skalę zniszczeń. Na stacjach benzynowych tworzą się długie kolejki, a sklepy spożywcze przeżywają oblężenie – społeczeństwo przygotowuje się na najgorsze. „Obudziliśmy się, gdy dom trząsł się od eksplozji. To się nie kończy,” mówi dla "NYT" Sara, 52-letnia mieszkanka miasta. Fatemeh Hassani z Pasdaran wspomina potężny huk, który wyrwał ją i jej rodzinę ze snu. Z kolei Mehdi z Sadaat Abaad widział, jak sąsiedni budynek zawalił się. Ludzie w piżamach, dzieci trzymające się kurczowo rodziców – taki obraz zapanował na ulicach jednej z najbogatszych dzielnic Teheranu. Ali, 42-letni przedsiębiorca z północnego Teheranu, przyznaje, że rozważa wyjazd z miasta. „Mamy małe dziecko. To nie jest miejsce, w którym można teraz żyć,” powiedział w rozmowie telefonicznej.