Maria Seweryn przed występami w Nowym Jorku - wieczne porównania do rodziców są bardzo trudne

2012-08-31 22:37

Tuż przed pierwszą wizytą w Nowym Jorku Maria Seweryn opowiada redakcji „Super Expressu” o tym, że intensywne życie zawodowe i popularność nie przeszkadzają w stworzeniu kochającej się rodziny czy wychowywaniu dzieci w zdrowym poczuciu normalności. Marię Seweryn już na początku września zobaczymy między innymi na deskach Tribeca Performing Arts Center w spektaklu „Metoda”.

Gdy kilka miesięcy temu rozmawiałam z twoją mamą – Krystyną Jandą, mówiła mi, że wstaje o piątej rano, włącza komputer i pracuje przez kilkanaście godzin dziennie. A przy tym jest bardzo szczęśliwa, bo robi to, co kocha. Czy ty też jesteś taką szczęśliwą pracoholiczką?

– Tak, ale to wynika z wielkiej przyjemności tej pracy. Z ciągłego poczucia rozwoju, które daje spełnienie. Ja żyję, żeby pracować…

Jak zatem wygląda twój dzień?

– Wychowuję dwójkę dzieci, więc wstaję rano i jedziemy do szkoły. Później jadę do teatru, a wieczorem gram w Och-teatrze lub w Teatrze Polonia.

Wiemy, że dużo pomagasz mamie w prowadzeniu Och-teatru, zajmujesz się organizacją pracy w fundacji, teatrach, spotkaniami, rozmowami. Decydujesz o muzycznych spektaklach, koncertach, nawet wynajmie lokali. Oprócz tego jesteś mamą dwóch córek. Jak to wszystko udaje ci się pogodzić?

– To przede wszystkim kwestia dobrej organizacji. Tak żeby połączyć logicznie trzy grafiki: domowy, Och-teatru i Polonii… Szaleństwo, ale możliwe!

Masz już jakąś złotą receptę na wychowanie fajnych dzieci?

– Nie mam takiej recepty. Jest ich tyle, ile jest na świecie dzieci. Trzeba żyć w zgodzie ze sobą, uczciwie i pięknie. I w ten sposób, na swoim przykładzie, pokazać dzieciom, że to wartościowe, możliwe i słuszne. Nie wolno kłamać.

A twoje twórcze plany na przyszłość? Czy masz jakąś swoją ulubioną sztukę, którą chciałabyś wystawić. A może jakąś ulubioną książkę, na podstawie której chciałabyś zrealizować spektakl?

– Marzę o wielkiej literaturze. Chciałabym zagrać coś z repertuaru antycznego, Fedrę na przykład. Chciałabym wyreżyserować Czechowa. To są marzenia… Zobaczymy… Przymierzam się do zagrania w sztuce „Konstelacje’’. To wspaniały tekst o światach równoległych, piękna historia.

Czytałam, że nie zawsze chciałaś być aktorką?

– Chciałam być lekarzem bez granic…

Jak zatem zaczęła się twoja kariera. Czy to, że jesteś córką znanych osób pomagało, czy przeszkadzało?

– Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Z jednej strony było to pomocne. Wśród 80 osób kończących w jednym roku szkoły teatralne byłam od razu rozpoznawalna. Nie musiałam jakoś szczególnie starać się o to, żeby mnie zauważono, co jest teraz tak ważne. Ale presja, jaką odczuwałam z powodu bycia córką takich rodziców, była bardzo męcząca. Nie mogłam się zapomnieć, nie mogłam popełniać błędów. Wieczne porównanie do nich też jest trudne, bo musiałam znaleźć swoją osobowość aktorską, a nie ciągle odnosić się do nich. Zajęło mi to trochę czasu. Teraz już mniej mnie interesuje, co ludzie o mnie myślą w tym kontekście. Jestem aktorką od 14 lat, jestem partnerem zawodowym moich rodziców i nie zamieniłabym tego na nic innego.

A na studia dostałaś się bez kłopotu?

– Dostałam się ledwo, ledwo. Przez pierwszy rok musiałam udowadniać, że był to słuszny wybór komisji egzaminacyjnej. Spotkałam się tam na szczęście ze świetnymi profesorami: Mariuszem Benoit, Aleksandrą Górską, Mają Komorowską, pomogli mi w tym bardzo.

Amerykańska Polonia będzie miała okazję zobaczyć cię w spektaklu „Metoda”. Możesz zaprosić na to przedstawienie wszystkich niezdecydowanych?

– To świetny tekst Katalończyka, Jordi Galcerana, balansujący między komedią, wręcz farsą, a przerażającym obrazem świata korporacji. Świetnie napisane role, intensywna gra aktorska. Uwielbiamy to grać, a publiczność zawsze wychodzi zadowolona. Poza tym to ostatnie przedstawienie wyreżyserowane przez Piotrka Łazarkiewicza.

Wybierzesz się na jakiś przedstawienie teatralne w metropolii?


– Bardzo chciałabym, ale nie wiem czy się uda, bo będziemy mieć tylko jeden wolny wieczór. W każdym razie mam to w planach.

Właśnie skończyły się wakacje, jak je spędziłaś?

– Wakacje są najbardziej intensywnym czasem pracy w naszych teatrach. Oprócz zwykłych przedstawień mamy też spektakle plenerowe ze wstępem wolnym dla widzów, na ulicy. W lipcu i sierpniu zagraliśmy około 150 spektakli. Mimo to udało mi się wyjechać i odpocząć z dziećmi do Toskanii. Było wspaniale.

Rozmawiała Agnieszka Granatowska

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki