Poparzone koale tulące się do ludzi i pijące łapczywie wodę z butelek, zwęglone szczątki kangurów, niezliczone ilości martwych ptaków i płazów. To, co dzieje się teraz w Australii, można określić tylko jednym słowem – piekło! Jak szacują australijskie władze, zginęło pół miliarda zwierząt, w tym 30 proc. wszystkich koali. Rozmiar strat trudno oszacować, ale ekolodzy ostrzegają, że niektóre gatunki zwierząt mogły wyginąć na zawsze.
Rajskie farmy zmieniły się w śmiertelną pułapkę, a farmerzy stracili dorobek życia. Potwierdzono śmierć 24 osób. A chociaż niedawno na Australię spadł tak bardzo oczekiwany deszcz, spodziewane jest kolejne ocieplenie, które może spowodować dalsze rozprzestrzenianie się pożarów. Duszący dym spowił miasta i przemieszcza się do Ameryki Południowej. Czy cala Australia zmieni się w pogorzelisko?