Polscy bezdomni umierają na ulicach Brooklynu

2010-11-19 21:51

Nowojorski dziennik – „The Daily News“, pisząc o alkoholizmie w Nowym Jorku, tekst zilustrował zdjęciem Polaka. Od dawna mamy opinię ludzi pijących. Czy naprawdę tak jest?– Polacy są bardziej widoczni, bo piją na ulicy. W każdym społeczeństwie czy narodowści jest ok. 3 proc. alkoholików i pod tym względem nie różnimy się od innych. Od początku przez naszą klinikę przeszło ok. 30 tys. ludzi – Polacy stanowili trzecią część. Inni też piją, np. Rosjanie chyba nawet więcej niż my. Ale oni przyjeżdżali tu głównie jako uchodźcy jeszcze w latach 70., dostawali więc pomoc i opiekę od państwa. Mieli gdzie mieszkać, przyjeżdżali z rodzinami. Polacy z fali emigracyjnej po „Solidarności” i późniejszych byli zostawieni sami sobie. Rodziny często zostawały w Polsce. Kiedy takiego Polaka chwyciła chandra, zaczynał pić, za tym poszły problemy w pracy. Kiedy stracił pracę znalazł się na ulicy, do Polski nie chciał już wrócić, bo wstyd i  nie ma dokąd. Emigracja zaostrza problem alkoholizmu i  bezdomności.


A dużo jest bezdomnych Polaków?
– Oficjalnie w Nowym Jorku około 300. Takie dane mamy ze szpitali i schronisk. Ale to tylko te osoby, które się tam zgłaszają.

Czy miasto im pomaga?
– Polacy źle się czują w schroniskach i przytułkach. Zazwyczaj uciekają z nich po dwóch dniach. Są tam izolowani, nie mówią po angielsku, zdarza się, że są okradani. Większość osób w schroniskach to Murzyni i Latynosi, którzy czują się tam bardziej wśrod swoich. Nie mamy w Nowym Jorku schroniska dla Polaków, bo musiałoby być finansowane prywatnie. Ośrodki miejskie przyjmują wszystkich,  bo są do tego zobowiązane.  Nieliczni Polacy potrafią przyjąć pomoc i pokonać problem bezdomności, większość po prostu ucieka z powrotem na ulicę. Pamiętajmy, że często dochodzą do tego problemy z legalnością pobytu, a to jeszcze zmniejsza szanse leczenia. Sytuacje, kiedy Polacy umierają na ulicy nie należą do rzadkości.

A czy pańska klinika pomaga wszystkim, bez względu na legalność pobytu?

– Do naszej kliniki może przyjść każdy, bez względu na status imigracyjny. Nie musi też się obawiać, że nie ma pieniędzy, bo pomożemy bezpłatnie, a jeśli to będzie konieczne, damy także lekarstwa. Problem polega na tym, że ludzi bezdomnych nie mamy dokąd kierować. Nawet jeśli podleczymy tu kogoś, to dalej nie ma dla niego miejsca ani mieszkania. A żeby pracować trzeba mieć mieszkanie, żeby je wynająć – trzeba zapracować na czynsz. Trudno się wyrwać z tego kręgu. W zimie kierujemy ich do schronisk. Na Brooklynie jest schronisko, gdzie chyba połowa skierowanych na noclegi to Polacy.

Czy bywa tak, że Polacy przyjeżdżają do Stanów już z problemami?
– Początek lat 80.  był dla wielu osób okazją do wyjazdu z kraju. Jechali do obozów do  Austrii i Włoch, a stamtąd do Stanów. W tej grupie byli też ludzie z problemami psychicznymi, czy skłonnością do alkoholizmu. Stres związany z wyjazdem tylko pogłębił te problemy. Poza tym alkohol jest tu relatywnie tańszy…

Kim więc jest klasyczny bezdomny alkoholik?
– To na ogół samotny mężczyzna, który nie zna angielskiego, przyjechał tu i po roku czy dwóch zaczął pić. Napierw w weekendy, potem weekend przedłużył się o poniedziałek… Nie poszedł do pracy i tak dzień po dniu zaczął się staczać.
Czy wykształcenie ma tu jakieś znaczenie?
– Problemy emigrantów wśród ludzi wykształconych powodują większe frustracje, bo często nie są w stanie odbudować swojej pozycji społecznej. Dla nich emigracja to spadek w hierarchii społecznej. Nie chcieli albo nie potrafili tego zmienić i narzekają. Muszą przyjąć proste prace, żeby przeżyć.

Nie wszyscy chyba chcą pomocy?

– Są przypadki, kiedy ktoś po prostu chce pić. Niedawno zmarł Polak, którego nazywali w parku „Mazowsze”, bo kiedyś śpiewał w tym zespole. Przyjechał tu i właściwie zapił się na śmierć. Nie potrafił przestać,  to było silniejsze niż wola życia. Zapicie się na śmierć to rodzaj samobójstwa. Ludzie o tym wiedzą,  ale co innego wiedzieć, a co innego naprawdę poczuć. Miałem pacjenta lekarza, który miał doskonałą wiedzę na temat alkholizmu i zagrożeń płynących z picia, ale nie uchroniło go to przed nałogiem. Na szczęście zdołał z niego wyjść i nadal pracuje.

A czy Polacy sięgają po narkotyki?
– Starsze pokolenie cierpi głównie z powodu alkoholizmu. Ale młodsi sięgają także po narkotyki. Polska amfetamina jest znana w Nowym Jorku. Słyszałem nawet od Latynosów, że jak się chce kupić dobrą, czystą amfetaminę to tylko na Greenpoincie, bo jest sprowadzana z Polski. 

Co należałoby zrobić, by poprawić sytuację?
– Ideałem byłby dom rehabilitacyjny dla Polaków,  w którym mogliby mieszkać po kilka miesięcy, ale na to nie ma pieniędzy. Domy miejskie muszą przyjmować wszystkich i oczywiste jest, że nie mogą faworyzować żadnej grupy czy narodowości. Próbowaliśmy zrobić coś takiego jeszcze za czasów burmistrza Giulianiego, ale usłyszeliśmy wręcz,  że Polaków nie ma! Jesteśmy społecznością niegłosującą, nie mamy przedstawicieli we władzach i nie ma się za nami kto upominać. Czyli z punktu widzenia Nowego Jorku nie istniejemy…

rozmawiał Adam Jagusiak

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki