Szokujący wzrost liczby morderstw w Nowym Jorku

2011-01-04 22:00

532 – dokładnie tyle zabójstw popełniono w Nowym Jorku w ubiegłym roku. Co bardzo niepokojące, to aż o 13 proc. więcej w porównaniu z rokiem 2009. Choć ciągle daleko nam do rekordu wszech czasów z 1990 r., kiedy to zamordowano 2245 osób, to taki wzrost wystarczy, by zmartwić nowojorczyków. Typowa ofiara zabójstwa to Afroamerykanin lub Latynos (93 proc.), mężczyzna (83 proc.). – Jeśli nie jesteś czarny, nie mieszkasz na Bronksie lub w złych okolicach Brooklynu i nie masz nic wspólnego z narkotykami, to prawdopodobieństwo, że zostaniesz zamordowany jest bardzo małe – ocenia Eugene O’Donnell, profesor kryminologii z John Jay College of Criminal Justice.


Połowa tych zabójstw została popełniona przy okazji porachunków gangsterskich. Ale – jak dodaje profesor – przestępczość to sprawa obchodząca wszystkich, nawet jeśli nie dzieje się to na twoim podwórku.
– Choć przestępczość jest skoncentrowana w pewnych dzielnicach, to może się rozlać na rejony do tej pory bezpieczne – ostrzega O’Donnell.

Poza zabójstwami w ubiegłym roku wzrosła także liczba gwałtów i napadów, choć już nie tak bardzo. Ray Kelly (70 l.), szef NYPD jest zaniepokojony statystykami, ale wzrost ma przyczyny, którym nie jest w stanie zaradzić. Kryzys finansowy zmusił miasto do zmniejszenia liczebności NYPD z ponad 40 tys. w 2002 r. do 34 tys. teraz. Z tego powodu jest mniej patroli i to tam, gdzie są najbardziej potrzebne.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki