- "Telegraph" analizuje strategiczne znaczenie Via Baltica dla obrony NATO przed ewentualną rosyjską inwazją.
- Trasa E67 byłaby kluczowym korytarzem dla posiłków wojskowych, zwłaszcza w kontekście Przesmyku Suwalskiego.
- Kraje bałtyckie zbroją się, przygotowując się na odparcie ataku. Czy to wystarczy, by powstrzymać Putina?
W poniedziałkowym artykule dziennik "Telegraph" porusza kwestie bardzo ważne z punktu widzenia obrony naszego kraju. "Jeśli rosyjskie czołgi wkroczyłyby do Polski i Litwy, to zmodernizowana autostrada Via Baltica odegrałaby wówczas kluczową rolę, chroniąc państwa NATO" - czytamy. Mowa o trasie E67, o długości ponad 1600 km, która wiedzie z Warszawy do Tallina.
"Jeśli pojawią się czołgi Putina"
"Gdyby Rosja miała dokonać inwazji na Polskę, Litwę, Łotwę czy Estonię, to właśnie Via Baltica byłaby jedynym lądowym korytarzem dla posiłków wojskowych, które mogłyby zapobiec katastrofie". "Telegraph" zauważa, że "jeśli kiedykolwiek pojawią się czołgi Putina, to prawdopodobnie uderzą one na około 80-kilometrowy pas terytorium Polski i Litwy, oddzielający Białoruś od Królewca, czyli Przesmyk Suwalski" - czytamy.
Kraje bałtyckie się zbroją
"Gdyby Litwa, Łotwa i Estonia zostały odizolowane, pojawiłoby się ryzyko, że mogłyby podzielić los dużych obszarów Ukrainy. Przynajmniej taki scenariusz może przewidywać Putin" - przewiduje gazeta. "Telegraph" przypomina, że wszystkie państwa bałtyckie, o których mowa, podejmują już teraz duże wysiłki, by powstrzymać ewentualny atak ze strony Rosji. "Wszystkie cztery kraje wycofują się z Konwencji Ottawskiej, co umożliwi im obsianie swoich najbardziej wrażliwych granic milionami min lądowych". Wylicza też, jak wzrosły fundusze na obronę: "W tym roku Polska przeznaczy 4,5 proc. PKB na obronę, Litwa - 4 proc., Łotwa - 3,7 proc., a Estonia - 3,4 proc., a wszystkie te kraje znacznie wyprzedzają Stany Zjednoczone z 3,2 proc. czy Wielką Brytanię z 2,4 proc.".