Nic nie wskazuje na to, aby latające koktajle Mołotowa, płonące samochody, kościoły, sklepy, uliczne bijatyki z użyciem broni czy protesty pod Białym Domem, ustały. Donald Trump ma więc twardy orzech do zgryzienia, bo zamieszki trwają w kilkudziesięciu miastach USA, kolejni burmistrzowie wprowadzają godzinę policyjną, a prezydent schował się nawet w schronie! Ale w końcu Trump przemówił i stwierdził, że z demonstrantami powinna poradzić sobie Gwardia Narodowa. Po przemówieniu w Białym Domu Trump skierował się do kościoła ewangelickiego, w którym dzień wcześniej podpalono piwnicę. Policja musiała utorować mu drogę i odgonić demonstrantów, więc użyto gazu łzawiącego. Trump miał trzymać w dłoni Biblię, a później wrócić do Białego Domu.
I właśnie wyciągnięcie Biblii wzbudziło wiele kontrowersji. Komentatarzy stwierdzają, że to nie na miejscu albo twierdzą, że to zwykła poza. Oburzony jest jednak arcybiskup Wilton D. Gregory z Narodowego Sanktuarium Świętego Jana Pawła II. Według niego wizyta Trumpa w sanktuarium jest nie na miejscu. Według niego Trump naruszył zasady społeczności katolickiej, która powinna bronić praw wszystkich ludzi.