Szapołowska kontra Englert. AUTORYTETY polskiego TEATRU: Nie można opuścić spektaklu

2011-04-16 14:30

Wielkie nazwiska scen teatralnych, nasze aktorskie legendy z bólem patrzą na konflikty miotające ich środowiskiem. Szczególnie na ten ostatni - Jana Englerta (68 l.) z Grażyną Szapołowską (58 l.).

Dyrektor Teatru Narodowego wyrzucił aktorkę z pracy po tym, jak ta, zamiast na spektakl, pojechała występować w "Bitwie na głosy". Sprawa będzie miała finał w sądzie.

Autorytety teatru podkreślają, że nie chcą opowiadać się po którejkolwiek ze stron. Jednak obecność aktora na spektaklu uważają za rzecz świętą. Tak było do tej pory...

Przeczytaj koniecznie: Szapołowska za udział w Bitwie na głosy zarobi 150 000 złotych

Tak upada teatr, bastion dobrych obyczajów... Wiesław Gołas (81 l.):

Jestem wychowankiem innej szkoły, Bardiniego, Zelwerowicza. Mnie wychowano, że do teatru wychodzi się o dwa kwadranse wcześniej. Bo może być korek, wszystko może się zdarzyć. Raz... rodzina wyjechała, więc pomyślałem: "A, co tam będę gotować. Pójdę zjeść do teatralnego bufetu".

Wchodzę do teatru i widzę, że grany jest spektakl. I przypomniało mi się, że ja w nim gram. Miałem szczęście, zdążyłem. Ja naprawdę wtedy zapomniałem. Może pani Szapołowska też zapomniała? Wtedy można wybaczyć. Także gdy przyjdzie nieszczęście. np. choroba. W innym wypadku nie. Z aktorstwem jest z jak innym zawodem, po prostu do pracy trzeba przyjść. A że miała podpisane w tym samym czasie dwie umowy? No właśnie. To jest rozkoszność kobiety.

Jan Nowicki (72 l.)

To są delikatne sprawy, znam Grażynkę, znam Janka. Nie znam szczegółów... Ale myślę, że nie przyjść na spektakl... takich rzeczy się nie robi.

Patrz też: Grażyna Szapołowska wolała show od teatru, bo zbiera kasę dla córki?

Emilian Kamiński (59 l.):

Moim zdaniem nie wolno nie przyjść do pracy. To jest prawo pracy. I prawo honorowe. Wiem o przypadkach, gdy aktor grał w stanie przedzawałowym. Ja sam zagrałem na bezgłosie. Raz zdarzyła mi się pomyłka. W teatrze doszło do kilkakrotnych zmian repertuaru i ja źle sobie w kalendarzu zapisałem. Zadzwonili, zdążyłem. To był jeden jedyny raz.

Nie chcę komentować tej sprawy, wolę komentować obyczaje. Dobre obyczaje wszędzie upadają, ale teatr do tej pory był takim ostatnim ich bastionem. Niestety przestaje być. Mnie uczyli, że teatr to miejsce szczególne.

Jacek Borkowski (52 l.):

Z mojego punktu widzenia nie przyjść do teatru... Ja sobie tego nie wyobrażam! No chyba, że zdarzyłaby się jakaś "erka". Gdybym coś takiego zrobił za Aleksandry Śląskiej, to myślę, że by mnie zabiła. Szkoda, że się nie dogadali i szkoda, że wyszło to poza teatr. To nie sprzyja wizerunkowi aktora. Pryska cała magia tego świata. Dziś aktor zrobił się taki do wzięcia.

Jan Kobuszewski (77 l.):

Nie chcę mówić personalnie, bo nie znam szczegółów. Ale w moim wypadku teatr zawsze był na pierwszym miejscu. Tak jest w statucie naszego teatru. Wszelkie inne obowiązki trzeba ustalać z dyrektorem. Jeśli cokolwiek koliduje, zawsze wybiorę teatr. Tego wymaga lojalność wobec kolegów, dyrektora.

Raz zdarzyło mi się nie przyjść, bo dyrekcja nie poinformowała mnie, że gram.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki