Kabarety w Polsce Ludowej

2010-09-18 6:00

Przeciętny obywatel w Polsce w latach 70. żył w przeświadczeniu, że śmiech jest niezdrowy, ponieważ z powodu skłonności do dowcipkowania można mieć kłopoty

W telewizji mieliśmy dwa kabarety, oba doskonałe, ale i bardzo bezpieczne. Stosowano w nich humor tak subtelny, że tylko zatwardziały wróg socjalistycznej rzeczywistości mógł czuć satysfakcję z powodu odgadnięcia jego sensu. Waląca się kurtyna we "Właśnie leci kabarecik" symbolizowała bezskuteczne próby budowy dobrobytu, o czym widz, wyczulony na takie nawiązania do rzeczywistości, dobrze wiedział. Twórcy i odbiorcy bezustannie puszczali do siebie oko. Jedni wiedzieli, że za wiele powiedzieć nie mogą i nie pozostaje im nic innego, jak liczyć na nieprzeciętną inteligencję widza. Drudzy wiedzieli, że jeśli w ogóle w Polsce ma być możliwy kabaret, to właśnie taki, w którym bezustannie trwa ekwilibrystyka aluzji. Dlatego odmrugiwali, wybuchając śmiechem głośniejszym, niż zasługiwał na to dowcip.

Twórcy chcieli pokazać, że coś robią dla tych wszystkich ludzi spragnionych krytyki ustroju. Od czasu do czasu przemycali więc w tekstach coś, czego nie trzeba się było domyślać. Takim wyjątkiem był skecz kabaretu Dudek, w dodatku wydany na płycie winylowej, w którym jeden z bohaterów zabłądził podczas grzybobrania i kluczył po lesie, nie wiedząc, że skończyła się wojna, a do Polski zawitał socjalizm. W tym skeczu, kończącym się kontynuacją grzybobrania, powiedziane było niemal wprost, że przed wojną w Polsce było lepiej. Kabarety, takie jak: Dudek Edwarda Dziewońskiego, Pod Egidą, kojarzony głównie z Janem Pietrzakiem, czy Salon Niezależnych, występowały w stałych lokalach, np. Kabaret Dudek w warszawskiej kawiarni Nowy Świat. Śmiech podczas programu kabaretowego w PRL, np. podczas opolskich występów kabaretu Tey z Zenonem Laskowikiem i Bohdanem Smoleniem, pełnił rolę terapeutyczną. Nie każdy mógł walczyć przeciw komunizmowi, każdy zaś mógł się z niego ponabijać.

Władza traktowała kabarety jak wentyl bezpieczeństwa. Na widowniach kabaretów siedzieli obok siebie ludzie spragnieni dobrej rozrywki, cenzorzy i przedstawiciele władzy, którzy wygłupy na swój temat traktowali pobłażliwie. Ale cenzura miała z kabaretami naprawdę poważny problem, cięła bowiem teksty jak chciała. Tyle tylko, że była bezbronna wobec... aluzyjnego zawieszania głosu, dającego do myślenia chrząkania i tym podobnych wskazówek, dawanych widowni na wypadek, gdyby umknęła jej jakakolwiek przepuszczona aluzja.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki