W grudniu miną dwa lata, od kiedy Karol Strasburger pożegnał na zawsze swoją żonę Irenę. Odeszła nagle, w nocy. Choć przez lata walczyła z rakiem szpiku kostnego, kochający nad życie mąż miał nadzieję, że Irena jakimś cudem wyzdrowieje. Niestety...
Nie mieli dzieci i każdą wolną chwilę spędzali razem. I choć teraz gwiazdor stara się żyć dalej, nie zawsze miał na to ochotę. Gdy zabrakło żony, jego głowę zaczęły zaprzątać bardzo smutne i czarne myśli. Teraz ma odwagę o tym głośno mówić.
- Szczęśliwy bywam, aczkolwiek wiele rzeczy w moim życiu się zmieniło i wiele rzeczy stało się złych i nieszczęśliwych. Myślę o śmierci mojej żony - mówił Strasburger w programie "Wojtek Jagielski na żywo" na antenie Superstacji. - Rzecz jest bardzo przykra. Po 32 latach stracić kogoś, z kim się przeżyło wiele fantastycznych chwil. Problem tkwi w tym, jak sobie z tym poradzić. Zawsze mamy do wyboru: tak jak faraonowie i ich cała świta odchodzić razem z faraonem czy też żyć dalej. Czy myślałem o samobójstwie? No, można by się zastanawiać nad tym, czy tak nie powinno być. Człowiek zostaje sam i myśli sobie: "No cholera, czy ja w ogóle mogę dalej żyć, czy to ma sens?". Tak, są takie myśli. Myślę, że nie ma nikogo, kto by takich myśli nie miał w podobnej sytuacji. Ale wiadomo, że życie idzie dalej. Jeśli człowiek sobie odpowie, że jednak żyje dalej, to musi jakiś tam rozdział zamknąć i rozpocząć nowy. I tak się też staram robić - wyrzucił z siebie.
Na szczęście dziś z nadzieją patrzy w przyszłość. Wyznał nawet, że jest gotowy na nową miłość.