Tomasz Walczak

i

Autor: super express

Tomasz Walczak: PiS na bankiecie życia

2016-09-26 4:00

Był kiedyś taki brytyjski film "Human Traffic". Opowiadał o grupie osób, które cały tydzień wiodą swoje nędzne egzystencje, by dotrwać do weekendu i ruszyć w narkotyczno-alkoholowe tango, rozbijając się od klubu do klubu. Jakoś dziwnie skojarzyło mi się to z przywoływaną przez Joachima Brudzińskiego na jednym z portali społecznościowych wypowiedzią Jarosława Kaczyńskiego. Prezes PiS na wyjazdowym posiedzeniu klubu PiS w podwarszawskiej Jachrance miał oto powiedzieć, że "najwyższy czas kończyć &gt;bankietowanie< i świętowanie po zwycięstwie. Aby marzyć o kolejnych zwycięstwach, musimy ciężko pracować".  

Nie da się ukryć, że polityków i działaczy PiS - jak to się teraz mówi - poniósł melanż. Po ośmiu latach "niezłomnego" trwania w opozycji, odsunięcia od państwowych synekur i związanych z nimi apanaży, złotym chłopcom PiS, kiedy już dopchali się na świecznik, zupełnie puściły hamulce. Bankiet, na którym świętowano wyborcze zwycięstwo, zamienił się w niekończącą się orgię zmysłów. Trochę jak w "Balu w operze" Tuwima, na którym sanacyjne towarzystwo oddawało się wszelkim możliwym uciechom.

Pisowcy na państwowym zachowują się jak ludzie, którzy pierwszy raz zaznali luksusowych delicji, które serwują na jakimś wyszukanym rauciku. Nie dość, że nie przestają zapychać się wyszukanymi przekąskami, to jeszcze bez żenady napychają reklamówki, które przynieśli ze sobą. Odurzeni przy okazji ekskluzywnymi alkoholami, których nazw nie potrafią nawet wymówić.

Doświadczenie uczy, że taka degrengolada charakterystyczna jest raczej dla schyłkowych rządów, kiedy wiadomo już, że dłużej się nie porządzi i trzeba się nachapać póki można. Bo na bal mogą już więcej nie wpuścić. W przypadku PiS ta patologia zaczęła się tuż po objęciu władzy, kiedy "na chama" wciskano do państwowych spółek skompromitowanych polityków, których ze zrozumiałych względów nie dało się przepchnąć do parlamentu. Upojeni władzą pisowcy bez żenady kontynuują ten proceder i sądząc po przeciekach z posiedzenia klubu PiS, nie uważają, żeby robili coś złego. Politycy rządzącej partii mieli bowiem narzekać, że "dobra zmiana" wykolegowała partyjny aktyw, bo za mało jest dla niego nominacji w podległych państwu instytucjach. Można więc założyć, że "bal w operze" zamiast - jak życzyłby sobie tego prezes - mieć się ku końcowi, dopiero się rozkręca. I najwyraźniej skończy się tęgim kacem.

Zobacz: Andrzej Morozowski: Pozbyć się szefa MON