Dr Jan Sowa

i

Autor: Tomasz Urbanek

Sowa: Państwo dobrobytu zatrzymuje populizm

2017-04-26 7:00

Dr Jan Sowa, socjolog i kulturoznawca w rozmowie z "SE" o tym, czy po wyborach we Francji fala populizmu została powstrzymana:

"Super Express": - Jacek Rostowski wyraził to, co chyba wielu liberałom gra w duszy - uznał mianowicie, że I tura wyborów prezydenckich we Francji wskazuje, że "Europa się stabilizuje, a fala populizmu opada". Wskazywałyby na to także niedawne wybory w Austrii i Holandii, gdzie dano odpór skrajnej prawicy. Możemy spać spokojniej?

Dr Jan Sowa: - To zdecydowanie przedwczesna radość. Popatrzmy bowiem na fakty. Populizm jest stałym elementem polityki w skali światowej - od Ameryki, przez Europę, po Azję. I co więcej, odnoszą coraz większe sukcesy. Oczywiście Marine Le Pen nie wygrała I tury wyborów, ale ma lepszy rezultat niż kiedykolwiek wcześniej. Podobnie było także w Austrii czy Holandii. To, że populizm nie zdominował całkowicie sceny politycznej w tych krajach, nie znaczy, że on znika. Ale jest jeszcze coś ważniejszego.

- Co takiego?

- Populizmy występują wszędzie, ale są takie miejsca, gdzie przejmują władzę i demolują system, i takie, gdzie udaje się je na razie kontrolować. I ten rozkład nie jest przypadkowy. Populizm jest przede wszystkim problemem tych społeczeństw, które postawiły radykalnie na neoliberalizm. To Europa Środkowa w postaci Węgier czy Polski, Stany Zjednoczone i Wielka Brytania. Z kolei Francja, Austria czy Holandia zrobiły natomiast wszystko, by utrzymać jakieś elementy państwa dobrobytu. Jacek Rostowski nie bardzo rozumie więc, co się dzieje. I to, że populizm nie wygrał w niektórych krajach, ponieważ wcześniej nie wygrali neoliberałowie, których on popiera. Mówiąc krótko, populizm został tam zatrzymany przez socjalizm.

- Ta przedwczesna radość wynika chyba z faktu, że liberałowie nie rozumieją, że prawicowego populizmu nie napędzają zamachy terrorystyczne, niechęć do islamu czy - w przypadku Europy - niechęć do biurokracji unijnej, ale efekty neoliberalnej polityki z jej globalizacją, deindustrializacją, uśmieciowieniem rynku pracy czy niszczeniem życiowej stabilności.

- Dokładnie. I to, moim zdaniem, jest najsłabsza część liberalnej refleksji nad populizmem. Widzą zgubny jego wpływ na system polityczny - trójpodział władzy, procedury czy instytucje. Nie rozumieją jednak, skąd się to bierze. A jeśli nie zrozumiemy przyczyn populizmu, nie zwalczymy go. Będziemy za to żyli albo świętym oburzeniem, kiedy populiści będą wygrywać, albo złudnym samozadowoleniem, kiedy będą przegrywać.

- Tym bardziej że ci, którzy populistów zwyciężają, są zwolennikami kontynuacji lub wręcz pogłębiania tego, co za populizm odpowiada.

- Dla mnie populizm i neoliberalizm to dwie strony tego samego medalu. Rządy neoliberalne tworzą bowiem warunki dla mobilizacji populistycznej. Obawiam się więc, że jeśli nie dokonamy radykalnej rewizji, zwłaszcza polityki społecznej, to te populizmy wrócą, i to ze zdwojoną siłą. Być może w Polsce przyjdzie czas, kiedy PiS dla wyborców, którzy dziś na niego nie chcą głosować, stanie się partią mniejszego zła. Sytuacja polityczna na świecie będzie się raczej komplikować, wychodząc z utartych reguł funkcjonowania i szukając nowych form wyrazu dla dążeń, które są w społeczeństwie. Wydaje mi się więc, że na powrót do status quo, o którym marzy się liberałom, nie ma co liczyć.

- Tym bardziej, że ten status quo opiera się na silnej klasie średniej, w którą neoliberalizm bardzo mocno uderza i która coraz bardziej się radykalizuje.

- Doskonale to widać w Stanach Zjednoczonych, gdzie niewielka jej część awansowała do klasy wyżej, a pozostała - albo trafiła już do klas niższych, albo żyje w strachu, że za chwilę tam trafi. Aby odwrócić ten trend, potrzebne są głębokie zmiany w polityce społecznej i gospodarczej, a na te, niestety, się nie zanosi.

Zobacz także: Ryszard Czarnecki: Macron może przyspieszyć rozpad Unii Europejskiej

Nasi Partnerzy polecają

Materiał Partnerski

Materiał sponsorowany