Marek Król

i

Autor: "Super Express" Marek Król

Marek Król: Kultowe ścierki

2015-07-13 4:00

Czas ucieka i schodzący w niesławie prezydent Komorowski nie zdąży uhonorować nowego bohatera Niemiec i Polski. Jest nim zbrodniarz wojenny, generał Claus von Stauffenberg, który dokonał kultowego zamachu na Hitlera. Bohater ten był dobrze zapowiadającym się zbrodniarzem już w 1939 r., kiedy w zbombardowanym przez hitlerowców Wieluniu robił sobie słit focie na tle ruin i leżących martwych ciał Polaków.

W mieście tym, zniszczonym przez lotnictwo III Rzeszy godzinę przed atakiem na Westerplatte, nie było żołnierzy polskich, tylko cywile. I dlatego bohaterski tchórz, wówczas płk von Stauffenberg, mógł pochwalić się w liście do żony wieluńskim zwycięstwem, które zapewni III Rzeszy dostawę polskich niewolników do pracy na roli. Oczywiście takie drobiazgi nie zaprzątają głowy Komorowskiego, z wykształcenia magistra historii. Skoro Berlin orzekł, że Stauffenberg to bohater, to - przepraszam za wyrażenie - prezydent Komorowski stuknął obcasami i zameldował się na okolicznościowej akademii w Niemczech. Tymczasem nowy gieroj Komorowskiego zamierzał zabić Hitlera, by uratować imperium niemieckie z granicą na Wiśle. Próbował negocjować z aliantami, by zawrzeć układ pokojowy, a następnie przerzucić wojska z zachodu na front wschodni. Tak wzmocniony na wschodzie Stauffenberg planował zawrzeć czasowy rozejm ze Stalinem, stanowiąc granicę na linii Wisły. Gdyby zamach się udał, Polski by w ogóle nie było, a Komorowski w Ruskiej Budzie mógłby co najwyżej uczyć rosyjskiego w szkole podstawowej.

Na szczęście, jak sugerują źródła, sowieccy agenci w otoczeniu Hitlera mieli surowy nakaz udaremnienia jakichkolwiek prób zamachu. Stalin nie miał zamiaru paktować z III Rzeszą, gdyż jego celem było zagarnięcie jak największej części Europy. Magister historii Komorowski musiał przespać na wykładach cały XX wiek dziejów Europy. Paradoksalnie, jego patologiczne otępienie historyczne wykazuje niezwykłą konsekwencję w upamiętnianiu najeźdźców i oprawców Polski. Zaczął ten proceder jeszcze jako marszałek Sejmu, inicjując pomnik w Ossowie oddający cześć bolszewikom poległym w walce z Polakami. Łuku triumfalnego zwycięskiej Bitwy Warszawskiej, o który walczy od wielu lat Jan Pietrzak, nie mamy w stolicy. To haniebne, ale i zrozumiałe, bo w III RP, w osobie prezydenta Komorowskiego, oddaje się cześć najeźdźcom i okupantom - raz sowieckim, innym razem hitlerowskim. Zapewne wkrótce stanąłby pomnik nowego bohatera Niemiec i Komorowskiego, choćby w Wilczym Szańcu, gdyby Komorowski uzyskał reelekcję. W USA, kiedy wybuchła afera rozporkowa, w waszyngtońskim sklepie tuż przy Białym Domu oferowano papier toaletowy, ścierki do podłogi i podpaski z wizerunkiem Clintona. A przecież organ Clintona nie splugawił ani honoru, ani dumy narodowej Amerykanów. Clinton nigdy nie promował bohaterskich czynów japońskich agresorów z II wojny światowej. W Warszawie tymczasem nie ma sklepu z takimi gadżetami prezydenckimi, jak choćby kultowe ścierki z wizerunkiem Komorowskiego, by pozostawione przez niego nieczystości posprzątać jak najszybciej.

Zobacz: SZOK! Tajemnicza śmierć dziecka. Kim była Baby Doe?