Prof. Antoni Dudek

i

Autor: Andrzej Lange

Prof. Antoni Dudek: Nierówności dzielą Polskę na A i B

2016-06-06 4:00

- Obóz liberalny reprezentuje wielkomiejski elektorat, który jest w większości zadowolony z transformacji. Natomiast PiS reprezentuje tę część społeczeństwa, która jest rozczarowana wynikami przemian ustrojowych. - wypowiada się profesor Antoni Dudek w rozmowie z "Super Expressem".

"Super Express": - Mamy za sobą rocznicę wyborów kontraktowych z 4 czerwca 1989 roku. Jakie było znaczenie tego wydarzenia?

Prof. Antoni Dudek: - 4 czerwca 1989 roku to moment przełomowy na drodze odchodzenia Polski od dyktatury komunistycznej. Te tzw. wybory były w istocie rzeczy plebiscytem, w którym wyraźna większość Polaków powiedziała "nie" rządom komunistycznym. I te rządy od 4 czerwca zaczęły się wyraźnie załamywać, choć ten proces był rozciągnięty w czasie. W rzeczywistości nie było tak, jak powiedziała Joanna Szczepkowska, że "skończył się komunizm". Chyba że mówimy o wymiarze symbolicznym. 4 czerwca 1989 roku tylko uruchomił proces rozpoczynający budowę normalnego systemu demokratycznego.

- Jakie nadzieje związane ze zmianą systemu żywili zwykli Polacy? To był rzeczywiście głód wolności czy po prostu głód - ludzie chcieli zwyczajnej poprawy warunków życia?

- Odrzucenie PRL miało wymiar i ekonomiczny, i polityczny. Często się zapomina, że w sferze ekonomicznej radykalne zmiany rozpoczęły się nie za rządów Mazowieckiego, a Rakowskiego. To rząd Rakowskiego dał swobodę podróżowania, rozpoczął reformy dające swobodę działalności gospodarczej. Władze komunistyczne miały nadzieję, że Polacy zadowolą się tą swobodą ekonomiczną i machną ręką na wolność polityczną. Ale okazało się, że dla Polaków wolność polityczna jest również ważna.

- Czy z perspektywy prawie trzech dekad uważa pan, że dzisiejsza Polska podąża drogą wymarzoną przez społeczeństwo w 1989 roku, czy się z nią rozminęła?

- Na pewno rozminęła się z oczekiwaniami tych Polaków, którzy wierzyli, że system rynkowy jest systemem zapewniającym pełne półki w sklepach i wysokie płace. Ci, którzy wierzyli, że od razu przeskoczymy do krainy dobrobytu znanej z Europy zachodniej, mogą czuć się rozczarowani. Tymczasem Polska ani nie jest w ruinie, ani nie mamy za sobą złotego okresu. Nasz kraj rozwijał się dość szybko, ale nierównomiernie.

- O jakich nierównościach mówimy?

- Wzrost jest faktem, co potwierdzają wszystkie rzetelne statystyki ekonomiczne. Jednak jego owoce nie były równomiernie dzielone. Przez te 27 lat zaczęła się wyodrębniać Polska A skupiona w dużych miastach. Tam poziom życia poszedł wyraźnie w górę. Jest jednak też Polska B, Polska prowincji, małych miasteczek - tam poziom życia nie rósł tak szybko, przez co narastała frustracja. To wszystko jest głębszym powodem podziału politycznego. Obóz liberalny reprezentuje wielkomiejski elektorat, który jest w większości zadowolony z transformacji. Natomiast PiS reprezentuje tę część społeczeństwa, która jest rozczarowana wynikami przemian ustrojowych.

- Sobotni marsz KOD odwoływał się do rocznicy wyborów czerwcowych. Symptomatyczny był fakt, że wziął w nim udział zarówno Bronisław Komorowski - działacz opozycji demokratycznej w PRL, jak i Aleksander Kwaśniewski - ówczesny członek PZPR. Jak pan odczytuje ten symboliczny gest?

- Jest to przykład tzw. kompromisu historycznego, o którym wiele mówiono w latach 90., ale wówczas się on nie udał. Wówczas dotyczyło to relacji pomiędzy SLD a UW, których sojusz okazał się niemożliwy, ponieważ podział postkomunistyczny był jeszcze bardzo silny. Mimo wielu wspólnych elementów historyczna przeszłość ciążyła nad tymi obozami politycznymi. Po roku 2005 miejsce podziału postkomunistycznego zajął podział postsolidarnościowy - podział na PO i PiS. Wtedy PO zaczęła się zbliżać do SLD. Po ostatnich wyborach podział postsolidarnościowy wszedł w fazę apogeum. Obóz postkomunistyczny został kompletnie zmarginalizowany, nic więc dziwnego, że zastukał on do drzwi obozu liberalnego i został wpuszczony do środka. KOD jest pierwszą formacją kompromisu historycznego, w którym są ludzie z dawnej opozycji demokratycznej oraz z dawnego, komunistycznego aparatu władzy. Łączy ich głównie niechęć do PiS, ale również pewne spojrzenie na rzeczywistość społeczno-gospodarczą minionego 27-lecia, którą uważają za udaną, bilans transformacji uznają za dobry, a dotychczasowy system polityczny oparty na demokracji liberalnej za najlepszy. Tymczasem diagnoza PiS jest kompletnie odwrotna.

Natomiast formacją, która próbuje się wyłamać z tego schematu - i nie zobaczy jej pan w KOD - jest partia Razem, która w istocie ma diagnozę podobną do PiS, tylko wyraziście lewicową.

Zobacz: Zdaniem redaktora. Bartosz Boruciak: Czekanie na mieszkanie