Głupi to ma jednak szczęście... 24-letni mieszkaniec powiatu monieckiego (woj. podlaskie) jechał swoim BMW krajową drogą nr 65 pomiędzy miejscowościami Osowiec a Ciemnoszyje. Tuż po północy, około 100 metrów od skrzyżowania z drogą do wsi Białogrądy, stracił panowanie nad osobówką i gwałtownie zjechał na prawy skraj jezdni. Rozpędzone auto dosłownie przeleciało nad przydrożnym rowem i roztrzaskało się w drobny mak na drzewach w lesie. Auto rozpadło się na pół, a jego elementy leżały nawet 400 metrów dalej. Kiedy ratownicy przybyli na miejsce wypadku, młody mężczyzna siedział półprzytomny we wraku. O dziwo, na ciele nie miał żadnych obrażeń. Był za to pijany – „wydmuchał” ponad 1,5 promila alkoholu. Wypytującym go ratownikom powiedział najpierw, że podróżował sam. Chwilę później twierdził jednak, że było z nim dwóch pasażerów. Z tego powodu strażacy przeszukali teren w promieniu kilkuset metrów. Nikogo nie znaleźli. Beztroskim kierowcą zajmie się teraz sąd.
Zobacz: Makabryczne samobójstwo. 19-latek odpalił sobie PETARDĘ w ustach
Przeczytaj też: Wilczkowice: Pożar domku letniskowego. Dzieci nie miały szans
Polecamy: Ciało noworodka znalezione w toi toiu. SZOKUJĄCE wyniki sekcji zwłok [NOWE FAKTY]