Bohaterski strażak z Koszalina uratował 18 osób!

2016-01-28 3:00

Tego dnia nie miał służby, więc zabrał żonę na zakupy. Jechali do centrum handlowego w przemysłowej dzielnicy Koszalina, gdy na ulicy Słowiańskiej dostrzegli kłęby dymu wydobywające się z parterowego budynku. Przemysław Piskorski (29 l.), zawodowy strażak, nie wahał się ani chwili. Wyskoczył z auta i odważnie ruszył w ogień. Zanim na miejsce przyjechali jego koledzy z jednostki, wyprowadził z płonącego budynku 18 osób! Gdyby nie on, upiekliby się żywcem...

Straż pożarna była mu pisana. Nawet nie musiał o niej śnić w dzieciństwie, bo stale była wokół niego. Nie mogło być inaczej - dziadek strażak, ojciec strażak, brat strażak. Więc jak tylko Przemysław Piskorski odrósł od ziemi, od razu został ochotnikiem, a trzy lata temu, już w Koszalinie - zawodowcem.

- Na nasze szczęście. Gdyby nie on, toby pan ze mną nie rozmawiał - wznosi oczy do nieba Halina Gołąb (64 l.), lokatorka budynku z mieszkaniami zastępczymi przy ul. Słowiańskiej 7. Nie ma wątpliwości, że życie zawdzięcza Piskorskiemu. Tak jak 17 innych osób. - Wie pan, ja nie chodzę o własnych siłach, a mój mąż nie zdołałby mnie wynieść. Siedziałam w pokoju w samej koszuli, a wokół działy się dantejskie sceny. Słyszałam rozpaczliwe krzyki sąsiadów, a ja po prostu żegnałam się z życiem. I wtedy wbiegł on. Błyskawicznie owinął mnie kołdrą i wyniósł na rękach z ognia - opowiada pani Halina. - Tego młodego chłopaka będziemy błogosławić do końca życia - dodaje jej mąż Jan (74 l.).

Zobacz też: Zakopane. Pożar i eksplozje, 3 osoby ranne, 100 strażaków w akcji! WIDEO

Inni mieszkańcy Słowiańskiej 7 mówią to samo. Tylko Przemysław Piskorski skromnie podkreśla, że nie czuje się bohaterem i każdy na jego miejscu postąpiłby tak samo. Tego popołudnia nie miał służby. Jechał z żoną na zakupy. - Zobaczyłem dym i to mi wystarczyło, by ruszyć ludziom na ratunek. Na miejscu byłem pierwszy. Wbiegłem do środka bez żadnego specjalistycznego sprzętu. Nie wiedziałem, co mnie tam czeka. Na korytarzu było już dużo dymu. Wyprowadzałem jedną osobę po drugiej. Nie wiem, ile ich było. Na pewno kilkanaście... - opowiada.

Budynek spłonął doszczętnie. Niestety, jednej z mieszkanek, Marianny K. (?64 l.), nie udało się uratować. To w jej mieszkaniu wybuchł pożar. Od życia odgrodziła ją nieprzebyta ściana ognia.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki