Tego dnia, kiedy na szyi wyczuł niewielki guzek, Rafał Rogowski (25 l.) nigdy nie zapomni. Bo to wtedy skończyło się jego beztroskie kilkunastoletnie życie. Zaczęły się wizyty u lekarzy, niezliczone badania i w końcu diagnoza, która brzmiała jak wyrok: rak węzłów chłonnych.
- Dom zamieniłem na kliniki, szpitale, przychodnie. Przeszedłem sześć chemioterapii, które wycieńczyły organizm, a choroba wciąż nie ustępowała. Nawiedzały mnie czarne myśli. Najgorzej było, gdy patrzyłem, jak umierają ludzie obok mnie. W końcu załamałem się, przestałem przyjmować leki. Uważałem, że moja śmierć i tak jest już przesądzona - wspomniana Rafał.
Przełomem była rozmowa z siostrą. Spytała, jakie jest jego największe marzenie. Bez namysłu odparł, że spotkanie z Janem Pawłem II. To pragnienie pomogła zrealizować Fundacja "Mam marzenie" i w czerwcu 2004 roku Rafał pojechał do Watykanu. Tam podczas krótkiej wizyty pobłogosławił go Ojciec Święty. - On też chorował, a mimo to walczył, pracował, nie poddawał się. Tchnął we mnie nową moc - mówi Rafał.
Gdy wrócił z Watykanu, choroba całkowicie ustąpiła. - Nie wiadomo, jak to się stało. Nagle przestałem odczuwać wszystkie dolegliwości. To był cud! - wspomina. Dziś jest szczęśliwym mężem i ojcem. - Często moim chłopakom, Rafałowi i Olkowi, opowiadam, jak papież mnie uzdrowił. Dzięki niemu żyję, mam cudowną żonę Monię i dwóch wspaniałych synów...
Zobacz także: 16-latek groził w sieci, że WYSADZI Sejm