Ciała Mariusza (?52 l.) i Ireny (?80 l.) S. w mieszkaniu przy ul. Sokołowskiej w Siedlcach odkryła pracownica opieki, która zajmowała się schorowaną staruszką. Na miejscu szybko pojawili się policja i prokurator. Nie mieli wątpliwości, że kobieta zmarła śmiercią naturalną, a jej syn odebrał sobie życie. Jedyną niewiadomą było: dlaczego?
- Niedawno rozmawiałem z nim przed blokiem. Był zadowolony i uśmiechnięty. Aż trudno mi uwierzyć w to, co się stało - opowiada jeden z sąsiadów. Ale dodaje, że Mariusz S. był silnie związany z matką. Praktycznie się nie rozstawali. Jedynym ich problemem była choroba starszej pani i to, że jej syn, choć skończył studia, nie mógł znaleźć pracy. - Utrzymywali się z emerytury pani Ireny. Po jej śmierci Mariusz został sam z opłatami za mieszkanie i jednym wielkim pytaniem: skąd wziąć pieniądze na życie. Może to go załamało - zastanawiają się znajomi z sąsiedztwa.
- Badamy wszelkie okoliczności sprawy. Na razie nic nie wskazuje na to, by ktoś trzeci swoim działaniem mógł doprowadzić do tej tragedii - mówi mł. insp. Jerzy Długosz z siedleckiej policji.
Zobacz: Zastrzelił dziennikarzy na wizji, a sam próbował popełnić samobójstwo. Napastnik nie żyje