Pani Wiesia prowadzi nas do pokoju, chwyta sznurek, przywiązuje do kaloryfera pod oknem, a potem przeciąga go do przeciwległej ściany, dzieląc pokój na dwie części. - Ta jest moja, a tamta z regałem ich - pokazuje. Identyczną operację ze sznurkiem przeprowadza w swoim ogródku. - O, tędy biegnie nowa granica działki sąsiadów. A wszystko przez oszukaństwo! - mówi i opowiada historię, od której włos jeży się na głowie. Mendzowie zbudowali swój dom w latach 70. Później obok nich kupił działkę Ryszard T. (69 l.) i przykleił swój dom do ich domu. Oczywiście za zgodą, bo międzysąsiedzkie stosunki układały się wówczas wyśmienicie. Ale nic nie trwa wiecznie...
- Jak umierał mój mąż Zenek, uprosili go, żeby zgodził się na powiększenie ich działki kosztem naszej - opowiada pani Wiesia. - Zaklinali się, że odetną tylko kawałek podwórka, wszystkiego 60 cm, a granica domu i ogrodu nie będzie naruszona. Podsunęli mężowi do podpisu jakiś papier. Ma z niego wynikać przesunięcie granicy o dwa i pół metra przez środek naszego domu! Zenek by się na coś takiego nie zgodził - dodaje. Dalej poszło już sprawnie. Sąsiedzi wynajęli geodetę, a ten skorygował plany, z którymi państwo T. poszli do sądu i domagają się, by Mendzowie usunęli się z "ich działki".
Zobacz: Dramat! Molestowana dziewczynka ma wrócić w ręce oprawcy!
Ten skandal komentuje inny geodeta Stanisława Hawryluk. - Przepisy mówią, że w razie sporu geodeta dąży do ugody i uzasadnia ją. Nie zrobiono tego, bo nie wyobrażam sobie, jak można uzasadnić granicę działki biegnącą przez środek pokoju. Zgodnie z Kodeksem cywilnym ugoda powinna szanować zasady współżycia społecznego. W przeciwnym razie jest nieważna z mocy prawa. I tu mamy do czynienia z takim przypadkiem - podkreśla.
Sąsiedzi Mendzów nie chcieli z nami rozmawiać.