Była sobota, godzina 20. Bulwary nad Wisłą jak w każdy wiosenny weekend tętniły życiem. Pod jedną z knajpek nagle podjechał na rowerze Paweł Bosky. Samozwańczy strażnik porządku publicznego wyciągnął aparat i zaczął robić zdjęcia młodym ludziom pijącym tam piwo.
- Podszedłem do niego i powiedziałem, że nie życzę sobie, żeby straszył mi klientów aparatem. Po chwili ten pan wyciągnął broń. Byłem przerażony - mówi Filip Kozłowski (23 l.), właściciel jednego z tamtejszych lokali gastronomicznych. - To jest teren, który wynajęliśmy od miasta. Wszystko odbywa się legalnie - zapewnia 23-latek.
Paweł Bosky ma swoją wersję. Twierdzi, że młodzież pijąca w barze była wulgarna i w pewnym momencie zaatakowała go. Musiał się bronić. - Zawsze noszę przy sobie dwa rewolwery, bo boję się o swoje życie. Ludzie są wobec mnie agresywni - mówi Paweł Bosky. Podczas awantury społecznik wycelował w Filipa Kozłowskiego. - Powiedział, że to nie jest broń gazowa i to nie są żarty. Wystraszyłem się, podniosłem ręce i poprosiłem go, żeby się uspokoił. Ludzie byli przerażeni - opowiada Kozłowski.
- Pokrzywdzony złożył zawiadomienie o kierowaniu gróźb karalnych pod jego adresem. A pan Paweł został już przesłuchany w charakterze świadka. Materiały trafiły do prokuratury, która zadecyduje o przedstawieniu mężczyźnie zarzutów - mówi kom. Robert Szumiata ze śródmiejskiej komendy. Za numer rodem z westernu Bosky'emu grożą nawet dwa lata więzienia. Sam też chce zgłosić na policję napad.