Jeszcze w niedzielę policjanci w specjalnych oświadczeniach pisali, że funkcjonariusze nie złamali procedur, katując na komisariacie Igora Stachowiaka i że ich zachowanie względem zatrzymanego mężczyzny było poprawne. Jednak wczoraj minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak (48 l.) zdecydował o odwołaniu szefów wojewódzkiej i miejskiej policji.
Odwołanie Arkadiusza Golanowskiego (KWP) i Dariusza Kokornaczyka (KMP) to pierwsze tak zdecydowane kroki związane ze sprawą śmierci Igora Stachowiaka. Dzień wcześniej minister Błaszczak nakazał też zwolnić z pracy policjanta, który raził Igora paralizatorem.
Oburzające, że stało się to dopiero rok po śmierci 25-latka! Dopiero po tym, jak telewizja TVN w programie "Superwizjer" pokazała nagrania z komisariatu przy ul. Trzemeskiej, na których widać, jak policjanci katują Igora. - Nie mam wątpliwości. Zabili mi dziecko - Maciejowi Stachowiakowi, ojcu zmarłego mężczyzny, załamuje się głos.
Bulwersuje też, że policjant, który używał paralizatora, został zaraz po śmierci 25-latka zawieszony, ale po trzech miesiącach wrócił do pracy! Jego przełożeni najwyraźniej uznali, że funkcjonariusz ten, mimo bestialskich zachowań, nie jest zagrożeniem dla społeczeństwa i nie hańbi służby.
Wraz z Golanowski i Kokonarczykiem odwołani zostali też dwaj ważni policjanci: zastępca Golanowskiego oraz funkcjonariusz, który rok temu pełnił obowiązki szefa komendy miejskiej. - Mam nadzieję, że wszyscy winni śmierci mojego syna zostaną ukarani. Nie może być tak, że ktoś katuje i doprowadza do śmierci niewinną osobę, a następnie bez przeszkód zakłada policyjny mundur - mówi Maciej Stachowiak.
Przypomnijmy, że śledztwo w tej sprawie prowadzi poznańska prokuratura. - Ze współpracy ze śledczymi jestem zadowolony. Rozumiem, że ich czynności muszą długo trwać. Ale wierzę, że nikt winny nie uniknie odpowiedzialności - kończy Stachowiak.
Zobacz także: Tak znajomi żegnają Magdalenę Żuk: Niech aniołowie niosą ją do nieba