Krzysztof S.: Dubieniecki! Oddaj moje pieniądze!

2010-09-14 11:36

Krzysztof S., któremu Marcin Dubieniecki (30 l.) przygotowywał wnioski o ułaskawienie wysyłane do teścia - prezydenta Lecha Kaczyńskiego (†61 l.), chce odzyskać pieniądze od kancelarii adwokackiej Dubienieckich. - Wpłacałem mu pieniądze przekonany, że wyjdę na wolność - mówi. Zamiast zwrotu ponad 26 tys. zł, otrzymał fakturę z kancelarii prawnej.

Rodzina skazanego próbowała interweniować w tej sprawie u Jarosława Kaczyńskiego (61 l.). Bez skutku. A Marcin Dubieniecki nie ma w tej sprawie sobie nic do zarzucenia.

Przypomnijmy, Krzysztof S. skazany na ponad 11 lat więzienia spotkał się z ówczesnym aplikantem adwokackim Marcinem Dubienieckim w 2008 r. w Zakładzie Karnym w Kwidzynie. Panowie umówili się, że Dubieniecki pomoże skazanemu wyjść na wolność. Jak? Pisząc wnioski o ułaskawienie kierowane do swojego teścia, czyli do prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Za te usługi rodzina skazanego musiała słono płacić. W sumie ponad 26 tys. zł.

Przeczytaj koniecznie: Marcin Dubieniecki, zięć prezydenta Kaczyńskiego, wziął pieniądze za pomoc w ułaskawieniu

Kiedy pisma przygotowane przez kancelarię Dubienieckich i wysłane do Pałacu Prezydenckiego nie przyniosły pożądanego skutku (Krzysztof S. nie został ułaskawiony), skazany zażądał zwrotu pieniędzy. - Dubieniecki wodził mnie za nos. Na początku zapewniał, że sprawa będzie załatwiona. Później w rozmowach ze mną stał się coraz bardziej nerwowy - mówi nam Krzysztof S.

Dubieniecki wodził go za nos - gwarantował załatwienie sprawy

Skazany zaangażował do zebrania pieniędzy swoją siostrę Barbarę W. - Wysłałam 6,1 tys. zł przelewem bankowym na konto kancelarii, a 20 tys. zł przekazałam osobiście do ręki Marcinowi Dubienieckiemu. O żadnym pokwitowaniu nie było nawet mowy - mówi Barbara W.

Dubienieccy przypomnieli sobie o pokwitowaniu w grudniu 2009 r. (czyli 11 miesięcy po wpłaceniu im kwoty 26,1 tys. zł). Wystawili wtedy fakturę. Mimo kolejnych próśb skazanego oraz jego rodziny ani złotówka nie wróciła do Krzysztofa S.

Skarga do Jarosława Kaczyńskiego

W połowie 2010 r. rodzice skazanego próbowali ze sprawą bezpośrednio zgłosić się do prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego. W końcu napisali skargę i wysłali ją do biura PiS w Warszawie. Odpisała im Barbara Skrzypek, szefowa biura prezydialnego PiS. Pismo nosi datę 22 lipca 2010 r. "Pan Prezes nie ma najmniejszego wpływu na pracę Kancelarii Prawnej Pana Mecenasa Marcina Dubienieckiego, a tym bardziej nie może żądać wyjaśnień co do sposobu i zasadności prowadzonych w niej spraw" - czytamy w piśmie.

Marcin Dubieniecki w tej sprawie nie ma sobie nic do zarzucenia. - Nie brałem pieniędzy za jakąkolwiek obietnicę ułaskawienia, ale za rzetelnie wykonaną pracę na rzecz klienta - twierdził wczoraj w Radiu TOK FM. A jego ojciec Marek Dubieniecki w rozmowie z nami przyznał, że podczas prezydentury Kaczyńskiego przygotował aż kilkaset podobnych wniosków o ułaskawienie. - Ja takich projektów przygotowałem i wysłałem ok. sześciuset, ale wiem, że żaden nie dotarł bezpośrednio do prezydenta - broni się Marek Dubieniecki.

Innego zdania są specjaliści, adwokaci i znawcy prawa. - O czym ci panowie mówią? Oni nie powinni w ogóle zajmować się tą sprawą. Przecież Marcin Dubieniecki prywatnie był zięciem prezydenta Kaczyńskiego. To ewidentny konflikt interesów - ocenia prof. Piotr Kruszyński, członek Naczelnej Rady Adwokackiej i specjalista prawa karnego.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki