Marek Król

i

Autor: archiwum se.pl

Marek Król: Gdzie nasi naziści?

2012-06-04 11:57

Namiętnie palił, zwłaszcza kiedy wspominał swoją misję ostatniej szansy. Kiedy przechadzaliśmy się urokliwą uliczką George Town, zrobiłem mu głupi żart. Panie profesorze, to jest ulica dla niepalących! Profesor Jan Karski natychmiast zgasił papierosa. Usłyszawszy, że żartowałem, z poważną miną rzekł: "Wie pan, w USA wszystko jest możliwe". No i wykrakał profesor. Dwanaście lat po jego śmierci potwierdził to Obama, wyróżniając go najwyższym amerykańskim odznaczeniem - Medalem Wolności.

Prof. Karskiego poznałem w 1994 roku, kiedy zaprosił mnie z synem do Waszyngtonu. Byliśmy jego gośćmi na uroczystości nadania mu honorowego obywatelstwa Izraela. Moje pokolenie nic nie wiedziało o tym wspaniałym Polaku, który jako wysłannik podziemnego państwa polskiego pierwszy poinformował Zachód o Holocauście. Kiedy opowiadał nam o reakcjach Roosevelta i jego sekretarzy stanu na informacje o eksterminacji Żydów, był wzburzony tak, jakby to działo się dzisiaj. Jego 18-minutowa, wykuta na blachę po angielsku dramatyczna relacja nie zrobiła wielkiego wrażenia na Roosevelcie i jego rządzie. "Nie uwierzycie, ale kiedy ja mówiłem o komorach gazowych, jeden z sekretarzy oglądał swoje paznokcie, inny przeglądał jakieś dokumenty" - opowiadał wzburzony prof. Karski. Na koniec Roosevelt podobno zapytał Karskiego o sytuację koni w okupowanej Polsce.

Być może dla ludzi Zachodu zbrodnie te były czymś tak niewyobrażalnym, że nie byli w stanie uwierzyć w relacje Karskiego. A laudacja Obamy na cześć Karskiego świadczy o sukcesie niemieckiej polityki historycznej. Na taki sukces dziesiątki lat pracowali funkcjonariusze BND, czyli federalnej służby wywiadowczej. Już w 1956 roku, kiedy powstało BND, jej oficerom powierzono misję. Zalecono im, by wszystkie zbrodnie Niemiec Hitlera nazywać nazistowskimi. A niemieckie obozy koncentracyjne z uwagi na położenie geograficzne nazywać polskimi. Tysiące lunchów agentów BND z zachodnimi dziennikarzami, naukowcami i celebrytami, czyli tymi, którzy kształtują opinię publiczną, przyniosło rezultaty. Kiedyś byłem świadkiem, jak podczas uroczystości z okazji rocznicy powstania w getcie nie wytrzymał Szewach Weiss, były ambasador Izraela w Polsce.

Słysząc, jak przedstawiciele polskich władz ku zadowoleniu ambasadora RFN, mówią o nazistowskich zbrodniach, wszedł na mównicę i zadał pytanie publiczności, czy wiedzą jakiej narodowości byli naziści. "To byli Niemcy" - odpowiedział Szewach Weiss. Czekając na sprostowanie Obamy, niepokoiłem się, czy prezydent USA zamiast "polskimi" nazwie obozy śmierci niemieckimi. I znowu z pomocą przyszły nazistowskie obozy śmierci. Niestety, wspaniałe pokolenie Polaków II RP, którego godnym reprezentantem jest prof. Jan Karski, nie podarowało nam użytecznego kozła ofiarnego. I teraz to my musimy obrobić czyny bohaterskie naszych przodków i te haniebne, jak na przykład w Jedwabnem, tymi samymi Polakami.