TEST skutera Yamaha Aerox R: Bzycząca pomarańcza - część I

2008-06-05 16:53

Są trzy rodzaje skuterów: te, które bezgranicznie kochamy, te których nienawidzimy i takie których nie warto nawet wspominać. Yamaha Aerox R naprawdęda się lubić!

Skuter dla faceta

Wygląd to kwestia gustu. Aerox, szczególnie w bojowym pomarańczowym kolorze, prezentuje się „bojowo”. Dlatego też ściąga więcej spojrzeń brzydszej z płci. Usportowiona sylwetka, gra kolorów rodem ze sportowych motocykli, ostry dziób i opływowe kształty siedzenia. Jeśli zmusimy naszą wyobraźnię do działania, to możemy porównać go nawet do R1 (choć zapewne znawcy tematu będą oburzeni...).

Panie będą zawiedzione surowością i brakiem pseudostylowych wybryków. Nasza redakcyjna koleżanka od wejścia stwierdził, że brakuje jej tu damskiej ręki. Nie ma kolorowych obwódek, chromowanych ramek i innego rodzaju zupełnie niepotrzebnych „wodotrysków”.

Japońska robota

Duży plus za wykonanie. Japończycy stanęli na wysokości zadania – plastiki są, jak na tą klasę spasowane z zegarmistrzowską precyzją. Wyidealizowany, bo subiektywny, obrazek uzupełniają jeszcze czarne felgi i złote zaciski – sportowo musi być!

Zarzuty? Jak tu mało miejsca! Może trochę banalne, bo w końcu jakich luksusów można się spodziewać po skuterze? Tak czy inaczej rosły facet wygląda na Aerox’ie dość zabawnie. Wypada też wspomnieć, że to skuter jednoosobowy pasażera możemy zabrać na plastikowy bagażnik, ale na pewno nie podziękuje nam za taką podróż.

O matko to jest tylko 50-tka!

Brzmi to strasznie – silniczek pojemności kieliszka do napoju wysokoprocentowego, nawet na krasnoludku wrażenia nie zrobi, i niesłusznie! Ile radości potrafi sprawić ten odkurzacz na kołach przechodzi wręcz ludzkie pojęcie!

Dwusuwowy silniczek budzi się do życia za naciśnięciem startera i zupełnie nie zdradza swojego potencjału. Zresztą jeśli chodzi o dźwięk, to aerox potencjału nie wykorzystuje do samego końca.

Piskliwy brzęk znany z kosiarek przestaje jednak przeszkadzać w chwilę po tym, jak ruszymy z miejsca. Wtedy na ustach samoczynnie pojawia się uśmiech – wysokoobrotowy silniczek „rwie” do przodu zaskakująco ochoczo. Tak chętnie, że w mieście wcale nie jest trudno dostać mandat za przekroczenie prędkości o 30 km na godzinę.

Dodajmy, że nie popieramy szaleńczej jazdy, ale dla porządku: dozwolone 50 + 30 o które możemy je przekroczyć daje 80 km/h z rosłym chłopem na pokładzie... Imponujące!

Przeczytaj drugą część testu >>

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki