Zmniejszone tablice rejestracyjne to duże ułatwienie dla osób, które sprowadziły samochód np. z Ameryki. Do tej pory konieczne było wyginanie tablicy w celu jej dopasowania (a powiedzmy sobie szczerze – wygląda to mało estetycznie), lub wymiana zderzaka czy klapy bagażnika na europejską. Jednak nie tylko właściciele takich pojazdów zgłaszali się do urzędów po małe tablice rejestracyjne.
Taki przepis to gratka dla fanów tuningu. Mniejsza tablica jest łatwiejsza do wkomponowania w auto, a przy okazji nadaje mu nietypowy charakter. W ciągu ostatnich miesięcy urzędy chętnie rozdawały małe tablice rejestracyjne, nie sprawdzając czy dany pojazd faktycznie jej potrzebuje. Zainteresowanie było ogromne, znacznie większe, niż potencjalna liczba aut sprowadzonych z USA. Dlatego urzędy komunikacji postanowiły przyjrzeć się sprawie bliżej.
Każda osoba, która zamówiła zmniejszoną tablicę rejestracyjną otrzyma pismo nawołujące do udowodnienia, że jego auto faktycznie nie posiada miejsca na „normalną” tablicę. Pismo wygląda groźnie – znajduje się w nim nawet klauzula dotycząca kary pozbawienia wolności za składanie fałszywych zeznań. W świetle prawa, jeśli wasz samochód jest przystosowany do dużej tablicy rejestracyjnej, a mimo to zamówiliście małą, złożyliście fałszywe zeznania.
Co wtedy?
Zgodnie z artykułem 233 paragraf 1 kodeksu karnego, za składanie fałszywych zeznań grozi kara pozbawienia wolności od 6 miesięcy do 8 lat. Czyli króbko mówiąc jest ryzyko, że Kowalski, który po prostu chciał, żeby jego auto wyglądało ładniej, może trafić do więzienia. Nikt raczej nie trafi za kratki na 8 lat za coś tak trywialnego, ale jednak może mieć kłopoty. Tablice z pewnością trzeba będzie zwrócić, a nie jest wykluczone, że właściciela-estetę czekają też kary finansowe.