Koszalin. Śmierć 15-latek w escape roomie. Dowodzący akcją przemówił do rodziców ofiar. Nie miał wątpliwości

i

Autor: Domin; AndrzejRembowski/cc0/Pixabay.com Przed Sądem Okręgowym w Koszalinie zeznawał dowodzący akcją ratowniczą w escape roomie, w którym zginęło pięć 15-latek

Koszalin. Śmierć 15-latek w escape roomie. Dowodzący akcją przemówił do rodziców ofiar. Nie miał wątpliwości

2022-03-03 18:49

Przed Sądem Okręgowym w Koszalinie zeznawał dowodzący akcją ratowniczą w escape roomie, w którym zginęło pięć 15-latek. Do tragedii doszło 4 stycznia 2019 r., gdy nastolatki przyjechały tam, by świętować urodziny jednej z nich, ale w czasie zabawy wybuchł pożar. Wszystkie dziewczęta zginęły. Strażak przemówił do rodziców ofiar dramatu w escape roomie.

Koszalin. Śmierć 15-latek w escape roomie. Dowodzący akcją przemówił do rodziców ofiar. Nie miał wątpliwości

Przed Sądem Okręgowym w Koszalinie odbyła się kolejna rozprawa ws. śmierci pięciu 15-latek w escapie roomie w Koszalinie - informuje PAP. Dziewczyny bawiły się tam 4 stycznia 2019 r., świętując urodziny jednaj z nich, ale w tym czasie w budynku wybuchł pożar. Nastolatki znalazły się w pułapce, nie mogąc znaleźć drogi do wyjścia, i zginęły wskutek zatrucia tlenkiem węgla. Zarzuty ws. tragedii w escape roomie w Koszalinie usłyszały 4 osoby, tj. organizator escape roomu, wynajmujący lokal 30-letni Miłosz S. z Poznania; jego babcia Małgorzata W., która rejestrowała działalność, matka mężczyzny Beata W., która współprowadziła działalność, i 27-letni Radosław D., pracownik escape roomu, który został w nim zatrudniony kilka tygodni przed tragicznym pożarem. W czasie czwartkowej rozprawy sąd w Koszalinie wysłuchał zeznań Arkadiusza B., strażaka, który dowodził feralnego dnia akcją ratowniczą.

- Zaleciłem strażakom zakładanie aparatów ochronnych. Na miejscu był młody mężczyzna, był bardzo wystraszony. Potem się okazało, że to pracownik escape roomu. Nie był mi w stanie powiedzieć, gdzie dokładnie przebywają dziewczęta, wskazał tylko budynek, w którym jest pożar. Nie pamiętam dokładnie słów, które mówił. Miał obrażenia ręki, twarzy, głowy - mówił B., którego cytuje PAP.

Jak informuje PAP, mężczyzna nie był w stanie przypomnieć sobie wszystkich szczegółów akcji ratowniczej w escape roomie w Koszalinie, ale zeznał, że słuszną decyzją było korzystanie tylko z jednego wejścia do budynku. Z tyłu obiektu znajdowało się też drugie okno, o którym strażak wcześniej nie wiedział, ale dowodzący akcją powiedział, że było ono mało i okratowane, a dodatkowo dostęp do niego był utrudniony przez znajdujący się tam płot. Jego zdaniem trudno byłoby stamtąd ewakuować zmarłe 15-latki, a jeśli by się to udało, zajęłoby to dużo czasu i wydłużyło czas trwania działań. Arkadiusz B. dodał, że już po wyciągnięciu z budynku butli okazało się, że z jednej wydobywa się gaz, ale "nie było fizycznej możliwości", by go zakręcić. Strażak wyjaśnił też przepytującej go prokurator Małgorzacie Sielskiej, że nie udało się zachować zapisu z kamery termowizyjnej, jako że nagrywała "w pętli", przez co jedno nagranie kasowało poprzedzające. Podsumowując działania w czasie tragedii w escape roomie w Koszalinie, dowodzący akcją ratowniczą zwrócił się bezpośrednio do rodziców nastolatek, którzy są oskarżycielami posiłkowymi.

- Nie ma waszych bliskich, ale moim zdaniem czas i reakcja były słuszne - powiedział B. przed sądem w Koszalinie, cytowany przez PAP.

Czytaj też: Nie zagrają rosyjskiej muzyki. Filharmonia Koszalińska solidarna z Ukrainą

Czytaj też: Koszalin solidarny z Ukrainą. Wyjechał pierwszy transport z pomocą dla Iwano-Frankiwska

Sonda
Czy polski wymiar sprawiedliwości działa skutecznie?
Skandaliczne zachowanie warszawskiej policjantki. Zerwała ukraińskie symbole narodowe

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki