Kromka chleba za 5 zł? Turysta oburzony cenami w Jarosławcu
Pan Jan (imię zmienione), jeden z czytelników "Super Expressu", podzielił się z nami swoim doświadczeniem z jednej z restauracji w Jarosławcu (woj. zachodniopomorskie). Zamówił tam tradycyjne, polskie dania – żurek za 23 złote i flaki za 22 złote. Do zamówienia doliczono pieczywo, które kosztowało... 5 złotych. Niby niewiele, ale jednocześnie też niemało.
– Nie chodzi o to, że dania były drogie. Wręcz przeciwnie, ceny jak na kurort – całkiem w porządku. Ale nie spodziewałem się, że za kromkę chleba doliczą mi piątkę – mówi pan Jan. – Tyle płacę w sklepie za cały bochenek! – dodaje z niedowierzaniem.
Wielu turystów uważa, że pieczywo powinno być wliczone w cenę zupy, zwłaszcza w przypadku takich dań jak flaki czy żurek, które trudno jeść bez kawałka chleba. Tymczasem w wielu lokalach nad Bałtykiem za każdą dodatkową rzecz trzeba słono dopłacić – nawet jeśli chodzi o najzwyklejszy dodatek.
i
"Paragony grozy" nad Bałtykiem to już standard?
To nie pierwszy przypadek, kiedy do naszej redakcji trafia tzw. "paragon grozy". Choć w tym przypadku ceny dań głównych były akceptowalne, to doliczane „drobiazgi” mogą budzić wątpliwości. Pięć złotych za pieczywo to – według naszego czytelnika – przesada.
Ale restauracje to nie wszystko. Turyści skarżą się także na wygórowane ceny za skorzystanie z toalety – nawet 10 zł. Pamiątki? Magnesy, które w dużych miastach kosztują 6–8 zł, nad morzem osiągają nawet 15-20 zł. Lody? Niekiedy 10 zł za gałkę to już standard. Przykłady można mnożyć w nieskończoność.
Czy kromka pieczywa w cenie całego bochenka, drogie toalety i magnesy za cenę obiadu to nowy standard nad Bałtykiem? A może to tylko kolejny sposób na wyciągnięcie paru dodatkowych złotych od nieświadomych turystów?