Pod koniec września 2024 roku w Łęgu Tarnowskim doszło do tragicznego wypadku drogowego. Na dobrze oznakowanym przejściu dla pieszych został potrącony 4-letni chłopczyk. Przez kilkanaście dni o jego życie walczyli lekarze. Lokalna społeczność, w tym koledzy i koleżanki z przedszkola modlili się, by mały Patryk odzyskał przytomność. Tak się jednak nie stało. Ze szpitala nadeszła wiadomość najgorsza z możliwych. Chłopiec zmarł, w wyniku odniesionych obrażeń.
Jak się okazuje feralnego dnia Patryk był na spacerze ze swoją mamą, siostrą i innym dzieckiem z sąsiedztwa. 4–latek jechał na swoim rowerku, który niespodziewanie podczas spaceru się zepsuł. Cała grupa postanowiła przejść na drugą stronę ulicy, do wujka Patryka, by tam poczekać na tatę chłopczyka, który już jechał po dzieci i zepsuty sprzęt.
Jak udało się nam ustalić, to Patryk prowadził rowerek i przez pasy przechodził jako ostatni. W momencie gdy opuszczał już przejście dla pieszych, wjechało w niego osobowe auto. Kierująca samochodem osobowym usłyszała zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Przyznała się do winy i złożyła wyjaśnienia. W momencie wypadku była trzeźwa. Miała tłumaczyć śledczym, że nie widziała dziecka na przejściu i być może oślepiło ją światło.
– Śledztwo jest już na końcowym etapie. Czekamy na ostateczną opinię biegłego, która wskaże co było przyczyną tego nieszczęśliwego wypadku. Kierująca pojazdem była trzeźwa, jechała także w dozwoloną prędkością, przyczyny tego wypadku były dla nas zagadką – poinformował Super Express zastępca prokurator rejonowego w Dąbrowie Tarnowskiej.
"Super Express" nieoficjalnie dowiedział się, że kierująca pojazdem w dniu wypadku straciła mamę i była w trakcie załatwiania formalności związanych z pogrzebem. – Być może się była w kiepski stanie psychicznym i dlatego nie zauważyła Patryka – powiedziała w rozmowie z dziennikarzami mieszkanka Łęgu Tarnowskiego.
Polecany artykuł: