Dlaczego policja nie namierzyła jej telefonu?

Zaginiona Ewa przez 8 godzin błagała o pomoc, zamarzła 300 metrów od głównej ulicy

2024-01-16 7:15

Szokująca sprawa z Krakowa! W piątkowe popołudnie zaginęła 60–letnia Ewa P. Kobieta po skończonej pracy na placu handlowym na Bieńczycach wsiadła do autobusu, którym zawsze wracała do domu przy ul. Darwina. Tam jednak nie dotarła. Skontaktowała się z mężem i przekazała mu, że nie wie gdzie jest. Płakała, prosiła o pomoc, mówiła, że leży w zaspie z bolącą nogą i nie może wstać. Rozmawialiśmy z synem zmarłem kobiety i poznaliśmy bulwersujące szczegóły dotyczące akcji poszukiwawczej prowadzonej przez policję.

Sprawa zaginionej Ewy P. z Krakowa do złudzenia przypomina dramatyczne wydarzenia z Andrychowa, gdzie miesiąc temu w centrum miasta zmarła 14–letnia Natalia. W czasie, gdy nastolatka konała, policja kazała zrozpaczonemu ojcu dziewczyny oczekiwać ponad godzinę na przyjęcie zgłoszenia o zaginięciu. Ostatecznie Natalię znalazł przyjaciel taty, nie policja. Dramat wydarzył się 400 metrów od komisariatu.

Pani Ewa skończyła pracę w piątek o godzinie 14.30. Z placu Bieńczyckiego udała się na przystanek, z którego miała autobusem dojechać do domu.  Jeździła linią 110 lub 160. Prawdopodobnie wtedy pomyliła autobusy i wsiadła w linię 212. Wiadomo, że ok 17.30 pani Ewa zadzwoniła do swojego męża z dramatyczną prośbą. – Mama powiedziała, że się zgubiła, nie wie gdzie jest, leży w zaspie, nie może wstać – opowiada adwokat Radosław Potok, syn zmarłej kobiety. Dodaje, że już około godziny 18. jego tata zgłosił zaginięcie mamy. Pan Radosław podkreśla, że przez cały czas zarówno on, jak i jego ojciec i policja byli w kontakcie z zaginioną. – Mama miała nowy telefon z dostępem do internetu i lokalizacją, który sam jej kupiłem. Od momentu zaginięcia rozmawiałem z nią 17 razy. Ostatnie połączenie jest siedemnaście minut po północy. Mama mówiła, że widzi latające nad nią drony. Przekazaliśmy dowódcy akcji tę informacje, stwierdził, że pewnie jej się coś pomyliło – dodaje pan Radosław. O drugiej w nocy pani Ewa przestała odbierać telefon. Jej ciało znaleziono w sobotę po południu. Leżało w polach nieopodal ulicy Wąwozowej w Kocmyrzowie, 300 metrów od głównej ulicy. Prawdopodobnie 60–latka pomyliła autobusy i wsiadła do 212. Gdy zorientowała się, że się pomyliła wysiadła na przystanku w centrum Kocmyrzowa. Potem być może chciała jak najszybciej wrócić do domu pieszo i wybrała najkrótszą drogę w linii prostej.

W ten sposób znalazła się na polach, na grząskim i nierównym terenie, pokrytym śniegiem. Byliśmy na miejscu. Tam nietrudno się potknąć, stracić równowagę, upaść. Pani Ewa leżała i nie mogła wstać, płakała i prosiła o pomoc. Pan Radosław nie ma wątpliwości, że gdyby policja zabezpieczyła monitoring w autobusie jego mamę udałoby się odnaleźć żywą. – Już o godzinie 20 w piątek pytałem czy zabezpieczono monitoring z autobusów. Wiadomo było z którego przystanku mama odjechała, mało tego, wiadomo także o której godzinie. Powiedziano mi, że monitoring został sprawdzony i prowadzono poszukiwania na trasie linii 110 i 160 tymczasem mama była gdzie indziej – mówi "Super Expressowi". Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci. 

Ewa P. ( †60 l.) zaginęła w piątek po pracy, jej ciało służby odnalazły następnego dnia
Sonda
Czy uważasz, że policja prowadziła poszukiwania bez zarzutu?
Listen on Spreaker.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki