Krzysztof Hołowczyc

i

Autor: ARTUR HOJNY/SUPER EXPRESS

Dachował w lesie, wcześniej stracił prawko

Krzysztof Hołowczyc od lat promuje bezpieczną jazdę. Sam ma na koncie kilka wybryków za kółkiem

2022-10-19 14:09

Krzysztof Hołowczyc ma za sobą kolejny samochodowy wybryk. W miniony weekend w Oleszenie (woj. zachodniopomorskie) dachował w lesie swoim BMW. Kilka lat wcześniej stracił prawo jazdy na 3 miesiące, po tym, jak w terenie zabudowanym policyjny radar zmierzył mu prędkość 113 km/h. Co ciekawe, Hołowczyc jako kierowca rajdowy od lat angażuje się we wszelkiego rodzaju akcje dotyczące bezpieczeństwa na drodze.

Krzysztof Hołowczyc jest założycielem fundacji Kierowca Bezpieczny

25 lipca w Polsce obchodzony jest Dzień Bezpiecznego Kierowcy. To tradycja sięgająca ponad dekady. W 2022 r. Krzysztof Hołowczyc i krajowy duszpasterz drogowców ks. Marian Midura apelowali do kierowców, aby na drodze kierowali się przede wszystkim bezpieczeństwem. Co więcej, inicjatywa Dnia Bezpiecznego Kierowcy została podjęta w 2006 r. przez ks. Midurę i... samego Hołowczyca. Pochodzący z Olsztyna Hołowczyc jest założycielem fundacji Kierowca Bezpieczny.

Wcześniej Krzysztof Hołowczyc deklarował się jako zwolennik Polskiego Radia Kierowców. Popularny "Hołek" chwalił pomysł i podkreślał, jak ważne jest edukowanie kierowców, szczególnie tych młodych. - Pamiętam, jak był promowany tzw. system jazdy na suwak - kierowcy już to rozumieją, puszczają się wzajemnie. To są rzeczy, o których warto mówić - szczególnie w takich kanałach czy systemach komunikacji. To jest bardzo dobre - mówił w Polskim Radiu Hołowczyc.

To tylko niektóre przykłady działalności Hołowczyca na rzecz uświadamiania kierowców, jak ważna jest bezpieczna jazda. Krzysztof Hołowczyc przeciętnemu odbiorcy mediów od lat kojarzy się jako osoba, która tłumaczy, jak ważne jest bezpieczeństwo na drodze. Rajdowiec od lat udziela wywiadów branżowych i ogólnopolskim mediom w temacie bezpiecznej jazdy.

Sonda
Czy na polskich drogach czujesz się bezpiecznie?

Hołowczyc dachował BMW w lesie. Co się stało?

Tyle teorii. Jak jest w praktyce? 16 października jadący BMW Hołowczyc dachował na drodze pod Olesznem. Do zdarzenia doszło na terenie poligonu drawskiego, więc na miejscu interweniowała żandarmeria wojskowa. - Było to zdarzenie drogowe, które nie jest kolizją, ani wypadkiem - tłumaczy w rozmowie z "Super Expressem" kpt. Tomasz Zygmunt z oddziału Żandarmerii Wojskowej w Szczecinie. - Zdarzenie miało miejsce na terenie poligonu, na betonowej drodze, na której obowiązują przepisy ruchu drogowego - dodaje kapitan i podkreśla, że jest to droga, po której nie mają prawa poruszać się osoby nieuprawnione.Samochód Krzysztofa Hołowczyca był zupełnie zniszczony. Gdy na miejsce przyjechali żandarmi, pojazd był już ładowany na lawetę. - Stan techniczny pojazdu wykluczał jego dalszą eksploatację, dlatego wezwano policję, która zatrzymała dowód rejestracyjny - dodaje kpt. Tomasz Zygmunt. W chwili zdarzenia Krzysztof Hołowczyc był trzeźwy. Olsztynianin otrzymał upomnienie za swoje zachowanie. Czy kierowcy należała się wyższa kara? Jak tłumaczył "Super Expressowi" kpt. Tomasz Zygmunt, do zdarzenia doszło w miejscu, które nie było drogą publiczną, dodatkowo nikomu nic poważnego się nie stało.

Hołowczyc stracił prawo jazdy. Jechał ponad 100 km/h w terenie zabudowanym

To nie pierwszy wybryk za kierownicą popularnego rajdowca. W 2018 roku Hołowczyc stracił nawet prawo jazdy na 3 miesiące. Do zdarzenia doszło na terenie gminy Nowa Ruda na Dolnym Śląsku. „Hołek” - według pomiaru policji - jechał w terenie zabudowanym 113 km/h, czyli o ponad 63 kilometry więcej niż dopuszczają przepisy. Hołowczyc został zatrzymany i zgodnie z obowiązującymi przepisami stracił prawo jazdy na trzy miesiące. Mandatu jednak nie przyjął.

- Jechaliśmy spokojnie, raczej nie szybciej niż 100 km/h. W pewnym momencie dojeżdża do nas z tyłu nieoznakowany samochód policji w wideorejestratorem. Policjanci twierdzą, że według ich zapisu wideo jechaliśmy 113 km/h w terenie zabudowanym i w związku z tym zatrzymują mi prawo jazdy. Tłumaczymy im z Maćkiem, że jesteśmy przekonani, że nie jechaliśmy powyżej 100 km/h, że odczyt to jest ich prędkość a nie nasza, że taka metoda pomiaru nie jest precyzyjna, że są wyroki sądów w tej materii. Pokazujemy, że w radiowozie ciśnienie kół jest sporo za niskie i to też zawyża wskazywaną prędkość. To wszystko na nic. Oczywiście nie zgadzam się na przyjęcie mandatu, uważając, że pomiar był przeprowadzony nieprawidłowo. Nie zmienia to faktu, że zatrzymują moje prawo jazdy - napisał wtedy rajdowiec w mediach społecznościowych.

Kompletnie pijany rowerzysta zabił kobietę. Tragiczny wypadek w Zielonej Górze

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki