Straszne!

Aleksander podpalił się pod sądem, bo nie mógł widywać córeczki? "Serce zamiera"

Aleksander B. (48 l.) desperacko walczył, by mógł widywać się ze swoją ukochaną córeczką. Po rozstaniu z żoną miał z tym ogromne problemy, ale walczył. Niestety, w pewnym momencie poddał się zupełnie. Koledzy uważają, że brak możliwości kontaktu z ukochanym dzieckiem pchnął go do tego desperackiego kroku. Mężczyzna oblał swój samochód benzyną i spłonął w jego wnętrzu. Wszystko pod budynkiem Sądu Rejonowego w Przemyślu.

Do tej potwornej tragedii doszło w nocy z 28/29 kwietnia 2022 roku przed Sądem Rejonowym w Przemyślu.

- Przemyscy policjanci, pod nadzorem prokuratury, wyjaśniają okoliczności pożaru volkswagena, który po godz. 4.00 palił się przy ulicy Mickiewicza w Przemyślu. Po ugaszeniu ognia przez straż, okazało się, że w spalonym wraku znajdują się ludzkie zwłoki. Na miejscu zdarzenia pracowała grupa dochodzeniowo-śledcza pod nadzorem prokuratora oraz biegły z zakresu pożarnictwa - relacjonowała po zdarzeniu  Małgorzata Czechowska z Komendy Miejskiej Policji w Przemyślu.

Strażacy przybyli na miejsce stwierdzili, że w komorze silnika nie widać oznak pożaru. Doszczętnie spłonął środek auta oraz osoba siedząca na miejscu kierowcy. Policjanci ustali, że osobą, która spłonęła może być Aleksander B. pochodzący z powiatu jarosławskiego. Koledzy mężczyzny szybko odkryli, że miejsce w którym odebrał sobie życie nie jest przypadkowe.

- Aleksander był załamany. Rozsypał się całkowicie po tym, jak nie mógł widywać się z córką. Robił wszystko, co mógł, ale to było bardzo trudne. Musiał wziąć prawnika aż z Krakowa, bo tutaj jego była partnerka była u tylu adwokatów i żaden nie mógł wziąć jego sprawy. Ciągle wzywała do niego policję, a ci nie pomagali, kiedy mówił, że nie może zobaczyć się z córką. Bardzo ją kochał, ale instytucje, które powinny pomóc, całkowicie zawiodły. Rozmawiałem z nim bardzo często, czasem po kilka godzin dziennie. Mówił o odsuwaniu go od kontaktów z 11-letnią córką. O przeciągających się sprawach sądowych, o bezsilności służb i pozbawianiu go jakiegokolwiek wpływu na wychowanie dziecka. Emocjonalnie rozbity, zrezygnowany z żalem do ludzi, których zadaniem jest pomaganie rodzinom w sytuacjach kryzysowych, ale nie wychodzących poza regulaminy. Już rok temu widać było, że jest u kresu wytrzymałości. Miał jednak resztki nadziei, że coś ruszy i zostanie ojcem nie tylko w papierach. Nie ruszyło...- tłumaczył nam po zdarzeniu  załamany Mariusz Repecki (48 l.) z Przemyśla, kolega ofiary.

- Po południu, dzień przed tą tragedią dzwoniłem do niego, ale już nie odebrał. Później dowiedzieliśmy się o tym, co się stało. Serce zamiera. Poznaliśmy się we trójkę, bo wszyscy mamy takie same problemy. Walczymy o spotkania z naszymi dziećmi. Ich matki to utrudniają, a sądy, kurator, MOPS, czy policja nie pomaga. Ojciec zawsze jest na straconej pozycji. Dlatego Olek to zrobił. Z rozpaczy. Jakiś tydzień po jego śmierci znalazłam jego wpisy na Facebooku, konto później zostało usunięte, ale napisał tam wszystko - dodaje zrozpaczony przemyślanin.

Mężczyzna przed śmiercią na swoim profilu w mediach społecznościowych pod filmem z córką opisał swoje relacje z matką dziecka, które według jego oceny nie były najlepsze i kobieta miała utrudniać mu kontakty z jedyną córeczką. Potem jego ostatnie zdanie dodane dzień przed tragedią brzmiało "Nie zniknął kat.... znikam ja!"  Konto zniknęło, a Aleksander B. popełnił samobójstwo.

Aleksander B. szukał pomocy m. in. w lokalnych mediach, gdzie opisywał swoją sytuację. Wierzył, że instytucje w końcu wyciągnął do niego rękę. Według kolegów, chciał tylko widywać się z córeczką i uczestniczyć w jej życiu oraz wychowaniu. Prokurator Marta Pętkowska z Prokuratury Okręgowej w Przemyślu potwierdzała nam, że śledczy wyjaśniają, co było przyczyną tak desperackiego kroku 48-latka.

- Prowadzone jest postępowanie w kierunku przestępstwa z art. 151 Kodeksu Karnego mówiącego, że kto namową lub przez udzielenie pomocy doprowadza człowieka do targnięcia się na własne życie, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5. Przedmiotem postępowania jest wykazanie, kto ewentualnie mógł się przyczynić do śmierci mężczyzny. Zwłoki zostały wstępnie rozpoznane przez rodzinę, ale dopiero wyniki badań genetycznych dadzą jednoznaczne potwierdzenie. Pobrano próbki do badań na zawartość alkoholu i środków psychotropowych oraz materiały do określenia, co mogło zainicjować pożar - mówiła Marta Pętkowska w rozmowie z „Super Expressem” .

Prokuratur potwierdziła nam również, że między Aleksandrem i jego żoną toczyło się postępowanie dotyczące kontaktu z dzieckiem.

- Wszystkie okoliczności związane ze zdarzeniem są przedmiotem analizy w śledztwie. W trakcie postępowania ustalono, że pomiędzy byłymi małżonkami toczyły się postępowania przed sądem rodzinnym w związku z kontaktami z dzieckiem - dodała M. Pętkowska.

- W sierpniu 2022 roku postępowanie zostało umorzone, wobec tego, że takiego czynu nie popełniono. Decyzja jest prawomocna -poinformowała prokurator  Beata Starzecka- Skrzypiec, szefowa Prokuratury Okręgowej w Przemyślu. Oznacza, to, że śledczy ustalili, że nikt nie nakłaniał i nie namawiał mężczyzny do popełnienia samobójstwa.

Aleksandrowi zabrakło sił, teraz walczą jego koledzy

Rok po tej tragicznej śmierci koledzy  zmarłego Aleksandra B. zrobili bardzo wiele. Działają mocno na rzecz alienacji rodzicielskiej. Organizują protesty i wiece przeciw uniemożliwianiu  ojcom kontaktów z dzieckiem po rozwodzie. Informują o swoich działaniach w całej Polsce. Angażują rodziców i instytucje, aby pomóc im walczyć o widywanie się ze swoimi pociechami. Proszą o pomoc, gdzie się da, podnosząc, że Aleksandrowi zabrakło siły, by walczyć. Mężczyźni chcieli uczestniczyć w pogrzebie, zapalić znicze na grobie zmarłego kolegi, ale niestety nie dostali żadnej informacji o ostatnim pożegnaniu, ani o miejscu wiecznego spoczynku. Czasem zapalają znicz pod Sądem Rejonowym w Przemyślu, gdzie Aleksander odebrał sobie życie.   

Aleksander podpalił się pod sądem, bo nie mógł widywać się z dzieckiem?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki