PORWALEM SWOJA CORKE ZEBY JA LECZYC

i

Autor: Archiwum prywatne Alin Si Lorenzo zapewnia, że ponad życie kocha swoją 8 miesięczną córeczkę Anię i Synka, który został w Rumuni. Twierdzi, że chciałby wychowywać dzieci z Kamilą K. swoją byłą partnerką, matką maluchów.

Nienadówka. "Porwałem swoją córkę, żeby ją leczyć!" [ZDJĘCIA, WIDEO]

2021-06-08 18:49

Gdy rzeszowscy policjanci dostali informację o porwaniu dziewczynki, zadziałali natychmiast. Po kilku godzinach dziecko wróciło do matki. Ania (8 mies.) została porwana przez swego ojca – obywatela Rumunii Alina Si Lorenzo (38 l.). Dziś ojciec twierdzi, że porwał maleństwo, bo matka, która się z nim wcześniej rozstała, dziewczynki nie leczy. Sama Kamila K. (23 l.) nie chciała z nami rozmawiać. A Ośrodek Pomocy Społecznej przyznał, że nie zgromadził u rodziny wywiadu środowiskowego, bo ta ciągle zmienia miejsce zamieszkania. Czy dziewczynce nic nie grozi w tak skomplikowanej sytuacji?

Trudna sytuacja rodzinna i nieodwzajemniona miłość miała doprowadzić obywatela Rumunii Alina do porwania swojej ośmiomiesięcznej córeczki Ani, której matką jest Polka - Kamila K. (23 l.). - 31 maja ok. godz. 8 rano policjanci otrzymali informację, że w miejscowości Nienadówka doszło do porwania 8-miesięcznej dziewczynki. Ustalono, że to obywatel Rumunii, który zabrał dziecko do Rzeszowa. Miał też kierować groźby karalne wobec matki dziecka. Pojazd z mężczyzną i dzieckiem zatrzymaliśmy w miejscowości Trzebownisko – przedstawia suche fakty Anna Iskrzycka z rzeszowskiej policji. Ojciec nie trafił za kraty. Musi tylko meldować się co jakiś czas na policji. Dziewczynka jest pod opieką matki, a ojciec przekonuje, że porywając małą Anię tak naprawdę chciał ją ratować. - Byłem z Kamilą ponad 3 lata. Kochałem ją bardzo. Zamieszkaliśmy razem. Dałem jej wszystko - opowiada mężczyzna. - Zaraz po urodzeniu Ania 3 miesiące przeleżała w szpitalu. Potrzebuje pomocy specjalistów. Ma problemy z oddychaniem. Jak mieszkałem z nimi, wydawałem na nią mnóstwo pieniędzy, bo to moja córeczka i kocham ją nad życie. Teraz powinna pojechać do lekarza do Poznania. Miała zaplanowany zabieg. Trzeba ją leczyć, a Kamila tego nie robi – przekonuje Alin.

Czytaj też: Rzeszów: Spłonął samochód! Renault stanął w płomieniach obok ZUS-u [WIDEO INTERNAUTY]

Porwałem córkę żeby ją leczyć

Ojciec jednak nie ma żadnych dokumentów, które potwierdzałyby, że dziecko jest chore. Tymczasem Ania jest znowu u boku matki Kamili K. Ta zaś od pewnego czasu układa sobie życie z innym mężczyzną. Co rusz zmieniają miejsca zamieszkania. Po pobycie w Jeleniej Górze (woj. dolnośląskie) i Rabce Zdroju (woj. małopolskie) od miesiąca są w podrzeszowskiej Nienadówce (woj. podkarpackie).

Czytaj też: Rudnik nad Sanem. Matka zabiła dzieci, potem siebie. Jej ponury grób przypomina o wstrząsającej tragedii [WIDEO, ZDJĘCIA]

Chcieliśmy porozmawiać z nimi o porwaniu i chorobie, o której opowiada Alin SI Lorenzo. Kamila K. nie powiedziała ani słowa. Natomiast jej nowy parter niemal wykrzyczał:

- Dziecko jest zdrowe, opiekują się nim lekarze lokalni. Nie będziemy więcej nic tłumaczyć - rzucił wyraźnie rozemocjonowany.

Rzeszowski Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej w jakikolwiek sposób nie odniósł się do naszych pytań. O konflikt pytaliśmy też w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Rabce Zdroju. Tam usłyszeliśmy, że pracownicy Ośrodka od rodziców mieli usłyszeć, że dziecko jest chore, ale nigdy nie prosili o jakąkolwiek pomoc w związku z tym. Kontakt się urwał, zanim sytuacja została rozpoznana. - Ci państwo uciekają po całej Polsce. My też zgłosiliśmy sprawę na policję, bo myśleliśmy, że są gdzieś na naszym terenie. Nie był u nich przeprowadzony żaden szczegółowy wywiad środowiskowy, nie umiem powiedzieć, z jaką dysfunkcją boryka się dziecko – informując nas kierowniczka ośrodka w Rabce.

Sprawę porwania dziecka oraz gróźb karalnych kierowanych w stronę Kamili K. bada Prokuratura Rejonowa w Rzeszowie.

Alin Si Lorenzo ma jeszcze z Polką 2,5-letniego syna, który przebywa u jego rodziny w Rumunii. Chłopak nosi nazwisko po matce. Rzeszowska policja informowała, że rodzina nie miała założonej niebieskiej karty, a od kiedy Kamila K. wprowadziła się do Nienadówki, funkcjonariusze nie musieli tam interweniować.

Masz podobny temat? Napisz do autora tekstu: [email protected]

Sonda
Czy czujesz się bezpiecznie w swoim mieście?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki