kultura

Po pięćdziesiątce nagrał płytę. Pokazuje, że zawsze można spełniać marzenia

2025-04-18 14:55

Rzeszowianin, były wiceprezes KS Developres Rzeszów S.A. Marek Pieniążek jest przykładem na to, że w życiu jeśli coś się kończy, to po to, żeby zaczęło się coś nowego. Przedsiębiorczy, utalentowany, zaradny, pewny siebie i zdecydowany. Na 50 urodziny zdecydował, że będzie robił muzykę. Wyszło inaczej niż planował, bo zamiast jednej płyty dla siebie do słuchania w domu, od razu powstało kilkaset egzemplarzy. Obecnie grywa suporty przed wielkimi gwiazdami muzyki, ale jego życie pełnie jest niespodziewanych zwrotów i wielkich uniesień. Koledzy zaznaczali, że skoro już jest „człowiekiem orkiestrą”, to niech naprawdę gra. I gra. Teraz promuje nowy singiel: „WIOSNA”

Kochający siatkówkę rzeszowianie kojarzą Marka Pieniążka przede wszystkim z jego długoletnią współpracą z KS Developres Rzeszów S.A., gdzie zasiadał w fotelu wiceprezesa, ale jego życie zawodowe od dawna było związane z marketingiem sportowym i sprzedażą. Fani piłki nożnej będą go pamiętać z takich klubów jak Cracovia, Jagiellonia Białystok czy Polonia Bytom. Jednak jego historia rozpoczyna się w Przeworsku, gdzie się urodził i kończył szkołę średnią. Jak zaznacza, to tam podrywał pierwsze dziewczyny, zawierał przyjaźnie i przez cztery lata pracował w kiosku taty. To też w tym malutkim miasteczku powstały jego pierwsze teksty do piosenek, które z szafy wyciągnął  dopiero po 30 latach, żeby  je nagrać. Mieszkając w Przeworsku uczył się też grać na gitarze, bo jak zaznacza, wymagała od niego tego, ówczesna sytuacja.

- Jako młody mężczyzna byłam raczej szkaradnej urody. Moi koledzy byli ode mnie dużo przystojniejsi, bardziej wysportowani, lepiej zbudowani. Tacy „gangsterzy z łańcuchem na szyi”, którzy podobali się dziewczynom. Ja nie miałem do tego predyspozycji. Musiałem bajerować na gitarę. Nauczyłem się grać, żeby śpiewać przy ognisku. Wówczas to był mój największy atut i działało - uśmiecha się Marek Pieniążek.

Od zwolnienia do sukcesu 

Jego pierwszym zajęciem  „nie u taty” była praca w Kamax SA w Kańczudze, gdzie produkowano urządzenia amortyzujące do taboru kolejowego. Pan Marek bardzo lubił tę pracę, nawet dostał od szefa służbowe mieszkanie na boisku w miejscowości, gdzie znajduje się firma, ale w końcu usłyszał: „Marek jesteś za dobry, żeby u nas pracować, marnujesz się tutaj, ja cię muszę zwolnić”.

- I zwolnił. Dobrze wspominam ten czas - nie tylko ze względu na pracę, ale w Kańczudze poznałem moją żonę, Dominikę. Ona miała wówczas 16 lat, ja 27. Gdzieś tam razem graliśmy w tenisa i jakoś się polubiliśmy - wspominał muzyk – Jak mnie zwolnili, to wówczas siedziałem nad gazetą z ogłoszeniami o pracę i szukałem czegoś. Zakreśliłem sobie jedno ogłoszenie, gdzie nie było podanej ani nazwy firmy, ani co będę robił. Na wszystko jedno aplikowałem, potem ktoś zadzwonił odpowiedziałem na parę pytań i po jakimś czasie usłyszałem, że z 1700 kandydatów wybrano 10, w tym mnie na rozmowę z jakimś zagranicznym szefem tej firmy i podano datę, kiedy mam przyjechać na spotkanie do Warszawy- wspominał Marek Pieniążek. Finalnie na spotkanie nie pojechał, bo zaczął rozważać inną pracę na Podkarpaciu, jednak przedstawiciele firmy Radson uznali, że mogą spotkać się z wytypowanym mężczyzną w Krakowie, gdzie akurat przylatywał polski szef oddziału, zza granicy.

Twórczość Marka Pieniążka

- Pojechałem na to spotkanie, bardzo miła rozmowa - przy obiedzie. Szło świetnie, aż do momentu, kiedy mój przyszły szef zaznaczył, że napisałam w swoim CV, że znam angielski. No i problem, chciał żebym mu po angielsku, przez 60 sekund opowiadał dlaczego ma mnie zatrudnić. Włączył stoper w zegarku i czekał. A ja owszem w CV napisałem że mówię po angielsku, ale nie było to prawdą, więc powiedziałem mu tylko to co umiałem  wydukać, czyli że jestem najlepszą osobą na to stanowisko. On się wówczas roześmiał i powiedział do tłumacza, że w 11 sekund powiedziałem mu to co chciał usłyszeć. Przyjął mnie do pracy i jednym z moich zadań było organizowanie eventów na meczach, które sponsorowała moja firma. Dostawałem wówczas 150 biletów do strefy VIP na mecze reprezentacji Polski. Poznałem piłkarzy takich jak Jerzy Dudek, czy Emmanuel Olisadebe. Byłem tam przez 3 lata. Piękny czas. Na jednej z takich imprez, które organizowałem był ówczesny wiceprezes Cracovii, który podpytywał mnie co zrobić, żeby moja firma sponsorowała klub, a ja byłem już po drinku i mu tak bez namysłu odpowiedzieć, że nie potrzebuje mojej firmy, tylko mnie - wspominał mężczyzna. Ta strategia zadziałała.

Życie na walizkach

Mieszkanie w Krakowie było o tyle pięknym czasem, że do Marka przyjechała wówczas już jego przyszła żona, która była jeszcze w klasie maturalnej i na lekcje jeździła do szkoły na Podkarpacie. W Cracovii Marek Pieniążek zajmował się marketingiem. Szło mu wyśmienicie. Został zauważony i po dwóch latach jego pracy dla tego klubu odezwała się do niego Jagiellonia Białystok. Marek początkowo nie chciał tam jechać, bo to duża odległość. Razem z partnerką postanowili, że rzucą klubowi z drugiej strony kraju, kwotę jaką Marek miałby zarabiać powiększoną pięciokrotnie ponad to, co miał w Cracovii. Jagiellonia ku ich zaskoczeniu odpowiedziała pozytywnie.

- Nie mogliśmy gardzić takimi pieniędzmi i pojechaliśmy na Podlasie. Cudowny czas, spędziłem w Klubie jako dyrektor marketingu 5 lat. Rozstałem się z Jagiellonią po tym jak mój „kolega” zaczął kopać dołki pode mną. Kocham swoją pracę i nie mogę mieć wokół siebie nieuczciwych ludzi, więc podziękowałem. Potem w Białymstoku byłem jeszcze chwilę. Miałem  taki epizod ze swoją agencją modelek i agencją reklamową. Jednak kiedy przeszła propozycja z Polonii Bytom, bym zajął się marketingiem u nich, zrobiłem to-wspominał mężczyzna.

Rodzina Pieniążków po raz kolejny spakowała walizki i na swój adres domowy obrali ulicę w Bytomiu. Jednak jak wspominał muzyk to było bardzo trudne wyzwanie, bo w klubie nie było pieniędzy nie tylko na marketing, ale i na wypłaty.

– Mój rekord bez wynagrodzenia tam to 11 miesięcy - mówił. Jednak to pracując dla Polonii Bytom, Marek Pieniążek zdemaskował ukrywającego się  wówczas pod pseudonimem  Krzysztofa Stanowskiego.

- Pracowałem w Polonii, to kapitalny okres. To były czasy, kiedy szturmem w branżę piłkarską wszedł portal weszło.com. Wszyscy w branży zachodzili w głowę kim jest twórca i motor napędowy tej witryny. No i był też taki moment, że na portalu ukazywało się dużo prześmiewczych artykułów o Józef Wojciechowskim - właścicielu Polonii Warszawa. O tym, że najbogatszy klub w Polsce, najdrożsi piłkarze i o tym że nie mogą zdobyć żadnego tytułu. Wpadłem wtedy na pomysł, że można by zorganizować mecz o puchar  „Weszło” o to, która Polonia jest najlepsza w Polsce. Ta warszawska czy ta bytomska. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Napisałem oficjalne pismo do portalu z propozycją takiego meczu. Pomysł się spodobał i skontaktował się że mną właśnie Krzysiek Stanowski, że to petarda i że to robimy. No i zrobiliśmy. Wyszło gruuuubo. Na mecz do Bytomia między Poloniami przyjechał właśnie Stano razem z Kowalczykiem i olbrzymim pucharem. Z tego co pamiętam, to było pierwsze albo jedno z pierwszych wystąpień Krzyśka jako tego, który stworzył weszło.com. Polonia Warszawa wygrała ten mecz, a pan Wojciechowski wreszcie coś wygrał. My - Polonia Bytom też wygraliśmy - zasięgi, marketing, odwaga, zabawa, to było nasza nagrodą- wspominał Marek Pieniążek.

Potrzeba zmian

W Bytomiu też stało się coś, co wstrząsnęło muzykiem i stwierdził, że musi coś zmienić w swoim życiu.

– Moja kilkuletnia wówczas córka Zosia, zapytała gdzie jest nasz dom. Czy to tu w tym mieszkaniu, które wynajmujemy od kogoś, czy nasze mieszkanie w Krakowie, które ktoś wynajmuje od nas. Czy dom u babci, a może gdzieś indziej. To był taki strzał, że wiedziałem, że musimy coś zrobić. Wówczas natychmiast rozpocząłem współpracę ze Stalą Rzeszów i wróciliśmy do stolicy Podkarpacia- wspominał.

Przygoda ze Stalą Rzeszów to tylko sześć miesięcy, potem Marek odszedł od marketingu sportowego i zaczynał pracować na eksponowanych stanowiskach w firmach, gdzie zajmował się sprzedażą i nadzorem nad handlem. W końcu jednym z jego klientów był Developres Rzeszów, który złożył Markowi propozycję powrotu do marketingu sportowego. Wówczas rzeszowska drużyna siatkarzy zaczęła odnosić ogromne sukcesy. Jednak mężczyzna cieszy się najbardziej z faktu, że udało mu się sprawić, iż na mecze siatkarskie do hali na Podpromie zaczęło przychodzić po kilka tysięcy ludzi, a nie po kilkaset osób, jak było wcześniej. To on też wpadł na pomysł na zatrudnienie Stéphana Antigę.

- Bez pana Ryszarda Walasa, który dał zielone światło na to, nic by się nie udało. Chociaż jak mi pozwalał to robić, to oczywiście nie wierzył, że się uda i raczej na początku śmiał się z tego pomysłu. Jednak się udało i Stefan Antiga był z nami pięć lat, ja sześć. Wspólnie osiągnęliśmy wielkie sukcesy tego klubu, który jest teraz najbardziej utytułowanym na Podkarpaciu w sportach drużynowych- wspominał Marek Pieniążek.

Teraz zostawił Developres w rodzinnych rękach i znów ma wizytówkę na której jest napisane „Dyrektor sprzedaży”.

Nowa pasja

Jednak Marek Pieniążek zawsze był człowiekiem wielu pasji. Już na studiach wydał swój tomik poezji, który wysłał swojej polonistce z Przeworska. W odwecie za to, że kobieta nie widziała w nim potencjału i umysłu humanistycznego. Na swoje 50 urodziny postanowił wydać płytę. Jeden  egzemplarz, tylko dla siebie. Z tekstami sprzed 30 lat, kiedy pisał do szuflady. Skontaktował się ze swoim przyjacielem, który wówczas zajmował się graniem na wyższym poziomie i poprosił o pomoc.

- Kamil mi nie pomógł od razu. Kiedy mu wysłałam swoje teksty i rysowałem jak chciałbym aby wyglądała ta płyta, on zaznaczył, że „to jest za dobre”, żeby tak to zbezcześcić. Mówił, że potrzebujemy profesjonalnych muzyków, żeby zagrali na profesjonalnych sprzętach muzycznych i wyciągnęli z tego wszystko, co możliwe. Kamil skompletował najlepszych muzyków na Podkarpaciu. Spotykaliśmy się w studiu i nagrywaliśmy. Początkowo miała być jedna płyta, ale wyszło że mamy ich 500, znaczy mieliśmy, bo teraz już nie ma prawie nic- mówił z uśmiechem w oczach Marek Pieniążek.  

Odejście z Developresu to też swoisty przełom w życiu Pana Marka. Kiedy miał już swoją płytę i pierwsze propozycje koncertów w różnych miejscach oraz zespół, który chce z nim grać, postanowił odprawę za wiceprezesowanie w rzeszowskiej siatkówce przeznaczyć na najbardziej profesjonale studio w Rzeszowie. To mu się udało. Miejsce, gdzie teraz muzycy przychodzą na próby i nagrywają jest absolutnie z najwyższej półki. Nie powstydziliby się go najlepsi artyści. Jednak  życie Pana Marka to nieustanne pasmo szaleństw i przypadków, które układają się w piękna historię. Tak też było z profesjonalnym piecem do gitary. (Piec do gitary elektrycznej, czyli wzmacniacz gitarowy, jest potrzebny, aby gitarę elektryczną można było słyszeć. Gitara elektryczna nie ma wbudowanego głośnika, więc aby wydobyć dźwięk, sygnał musi być wzmocniony przez wzmacniacz i następnie przetworzony przez głośnik). Ten, który stoi w studiu pana Marka jest nie tylko piękny, ale ma swoją fantastyczną historię. Mężczyzna dostał go od znajomego tuż przed wyjazdem na koncert. Znajomy pana Marka  to osoba, która na co dzień pracuje z największymi  gwiazdami polskiej sceny muzycznej. Piec gitarowy dawno temu zostawił u niego jeden z muzyków, którego zna chyba niemal każdy Polak, a hity nucą i starsi i młodsi. Piec w studio pana Marka, to rzecz droga, potrzebna muzykom i znanej firmy.

– Zapytałem go czy daje mi ten piec, czy pożycza. On się śmiał, powiedział kto go zapomniał u niego, już dawno temu. Zaznaczył, że za 1 zł wypożycza mi go na 20 lat. Tylko solidarnie uprzedził przed kim mam nie stawać na scenie, żeby jednak po tylu latach, ten zapominalski muzyk sobie nie przypomniał o tym piecu- wspominał pan Marek.

Piec ma się świetnie i jeździ po wielu scenach w Polsce. Zespół Pana Marka- eMPe50 wykorzystuje go należycie licząc, że i ich hity będą kiedyś tak rozpoznawalne jak te, pierwotnego właściciela. Pierwsze sukcesy już są, regionalne rozgłośnie radiowe puszczają single rzeszowskiego teamu.

– Mamy na ten rok zaplanowanych już kilkanaście koncertów. Czasem jesteśmy suportem do takich gwiazd jak np. Dżem. W tym roku mamy też plan zagrać przed Kultem. Samo to jest już sukcesem, jednak dla mnie najważniejsze jest to że ludzie chcą mnie słuchać i że moi rodzice są ze mnie dumni. Muzyka ma być piękna i przynosić radość ludziom. Nie trzeba na niej zarabiać. A ja mam mnóstwo satysfakcji z tego i szczęście, że jest ze mną Dominika - moja żona, która wszystko rozumie, jest ostoją i opoką, oazą cierpliwości na pustyni chaosu. Jestem szczęśliwy i cieszę się, kiedy inni się uśmiechają, słuchając mojej muzyki- mówił wzruszony muzyk.

Chociaż od wydania płyty nie minęło nawet 12 miesięcy, to kunszt artystyczny pana Marka zauważyło już wielu. Wśród tych, którzy składali słowa uznania była min. Bożena Spryńska autorka wierszy i tekstów, które wykorzystuje wielu znanych muzyków.

– Graliśmy koncert w Cisnej, już po- wyszliśmy do fanów, robiliśmy zdjęcia, rozmawialiśmy z ludźmi, nagle podeszła jakaś starsza pani i zaczęła mi gratulować tych moich utworów. Podziękowałem, bo to było bardzo miłe, porozmawialiśmy chwilę, ale wówczas ludzie od nas się odsunęli. Nie wiedziałem o co chodzi. Dopiero później mi powiedzieli kto to jest. Zrozumiałem, że ludzie się odsunęli, bo jednak pani Bożena jest znaną postacią, która świetnie pisze. Jest bardzo rozpoznawalna w Bieszczadach- wspominał Pan Marek. -To też bardzo budujące, kiedy wielcy artyści linkują w swoich mediach społecznościowych nasz najnowszy singiel pt. „WIOSNA”. Do niego słowa napisałem już jako pięćdziesięciolatek. „WIOSNA” to opowieść o twórczości, emocjach i próbie uchwycenia piękna, które znika szybciej niż jesteśmy w stanie je nazwać. To taka metafora do panów  w moim wieku, żeby docenili to co mają w domu. Jaki skarb. Owszem mogą obejrzeć się na ulicy za ładną dziewczyną w krótkiej sukience, ale muszą pamiętać, że w domu jest cudowna żona, która ich zna i mimo wszystko kocha i to do niej warto wracać- zaznaczał wokalista- O tym jest „WIOSNA”-mowił.

Teledysk nagrany podczas wernisażu 

Teledysk do utworu „WIOSNA” to niecodzienna produkcja – zrealizowana w Biurze Wystaw Artystycznych w Rzeszowie, podczas wernisażu wystawy prac Piotra Rędziniaka. Utwory Marka Pieniążka to w dużej mierze teksty o miłości, jej braku, o uczuciach i emocjach. Coś, co miało trapić dwudziestolatka. Autor uznał, że skoro po 30 latach teksty nadal mu się podobają, to znaczy że są ponadczasowe i może je grać szerszej publiczności. Muzyk zapytany o to, dlaczego czekał aż 30 lat, żeby pokazać światu swoje utwory zaznaczył, że wcześniej na jego drodze nie stanęli odpowiedni ludzie, którzy pojawili kiedy zbliżał się do pięćdziesiątki. Kim są te osoby? Marek Pieniążek niezmiennie podkreśla:

– Najważniejszy na mojej płycie jest Kamil Czupryś  - mój przyjaciel. Według mnie to chodząca legenda tutaj w Rzeszowie. Jest odpowiedzialny za wszystkie aranżacje na moim krążku. On też był motorem napędowym całego projektu. Przyciągnął do współpracy Ernesta Dziedzica, który gra na perkusji. Rocznie daje około 150 koncertów, więc trudno go złapać, ale się udało. Genialny gitarzysta heavymetalowy Joga, który ma już 30 lat stażu w kapeli Monstrum – to legenda rzeszowskiej sceny heavy metalowej. Do tego basista Długi, najbardziej doświadczony muzyk, jeśli chodzi o wiek i granie. Grał trochę za granicą, grał w rzeszowskiej kapeli Neonowi i odnosił z nią sukcesy. No i jeszcze ja, zwykły ogniskowy grajek. Okazało się, że w salach prób łapiemy ze sobą chemię i każdy z nas dodaje coś od siebie do tego projektu. Efekt można już zobaczyć na YouTube i Spotify.

Obok Marka Pieniążka nie można przejść obojętnie. Jest charyzmatyczny i zabawny. Potrafi podtrzymać dyskusję i  sypie anegdotami jak z rękawa. Ma też pazur i mnóstwo determinacji, a przede wszystkim jest przekonany, że robi fantastyczne rzeczy. Nieskromnie zaznacza, że jego muzyka jest świetna, a jeśli ktoś ma wątpliwości, to sam powinien posłuchać, żeby twierdzić tak jak on. Wśród wielu twarzy znanego rzeszowianina, na płycie usłyszymy też romantyczną duszę i twardziela, który śmiechem gasi strach.

- Moja córka Zosia, która ma dzisiaj 16 lat będzie kiedyś lepsza niż ja, bo ja mam wielkie serce do muzyki, a ona dodatkowo ogromny talent, większy niż mój. Teraz nie chce grać ze mną nigdzie, żeby nie była postrzegana jak „córka swojego ojca”. Założyła, że na swój sukces zapracuje sama. Trzymam za nią kciuki, bo jeśli mój głos podoba się ludziom, to jej-wgniata w fotel- podsumował muzyk.

12 kwietnia 2025 roku w Rzeszowskich Piwnicach odbyła się premiera singla „WIOSNA” Marek Pieniążek jest z niego bardzo dumny i zaprasza wszytych chętnych do oglądania swojego świata, kiedy wychodzi zza biurka i trzyma w ręku mikrofon.

Sonda
Czy w Rzeszowie czujesz się bezpiecznie?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki