Mieszkańcy wstrząśnięci tragedią w Pszowie. "Nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałem"
Było około godziny 18.30, niedzielny wieczór, gdy alarm poderwał na równe nogi ponad 120 strażaków. Palił się budynek przy ul. Lubomskiej, w którym pomieszkiwało kilkanaście osób. Ogień pożerał kolejne pomieszczenia i kondygnacje w błyskawicznym tempie.
Czytaj także: Tragedia w Pszowie: Pożar pochłonął życie pięciu osób! Kim były ofiary?
- Pobiegłem tam. Nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałem. Tam już wszystko było zajęte ogniem. Tylko do piwnicy jeszcze nie dotarły płomienie. Policjantom chwała, jeden nawet w szpitalu wylądował. Myślę, że to oni zrobili najwięcej i dzięki nim nie ma większej tragedii – opowiada Bronisław Jóźwicki, który mieszka w sąsiedztwie.
- Znałem tych ludzi z widzenia. Straszna tragedia. To są ludzi z okolic Pszowa. Tu mieszkali, pracowali w różnych miejscach. Huta, budowa – dodaje świadek zdarzenia.
Kiedy straż zjawiła się na miejscu, pożar był już bardzo rozwinięty. Z pożogą walczyło 120 strażaków. Gdy udało im się ugasić płomienie dokonali makabrycznego odkrycia – pięcioro ludzi nie zdołało uciec z budynku i poniosło śmierć. To kobieta i czterech mężczyzn.
Ogień szybko się rozprzestrzeniał. Dom w środku był wyłożony drewnem
Dwunastu kolejnych lokatorów miało więcej szczęścia – uszli z płonącego domu, na razie przebywają w pszowskim gościńcu.
- Udało mi się uciec, a mieszkałem na tym samym piętrze, gdzie wybuchł pożar. Spałem wtedy, ale alarm podniosła znajoma, że się pali. Wszystko szlo bardzo szybko, bo całe wnętrze domu było wyłożone drewnem – opowiada pan Krzysztof, jeden z ocalonych.
Tragedia jest przedmiotem śledztwa. Jednakże ludzie opowiadają, że do pożaru doszło, gdy w kuchni smażono frytki. Olej miał się zająć ogniem, a próba ugaszenia go wodą tylko spotęgowała płomienie.
- Prokuratura Rejonowa w Wodzisławiu Śląskim prowadzi czynności w sprawie zdarzenia mającego postać nieumyślnego sprowadzenia pożaru zagrażającego zdrowiu i życiu wielu osób, w wyniku którego śmierć poniosło pięć osób. Postępowanie będzie prowadzone w kierunku artykułu, który jest zagrożony karą pozbawienia wolności od 6 miesięcy do 8 lat - przekazała prok. Karina Spruś, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.
